Kiedy 16 października 1978 r. na balkonie Bazyliki św. Piotra pojawił się młody człowiek zza żelaznej kurtyny, my, Włosi, odnosiliśmy wrażenie, że to słońce wschodzi nad światem!
Do dziś, a szczególnie w kontekście beatyfikacji Jana Pawła II, stawiamy sobie pytanie, co takiego Bóg chciał przekazać ludzkości XX i XXI wieku, obdarowując ją takim człowiekiem? By znaleźć odpowiedź, trzeba przyjrzeć się sytuacji geopolitycznej świata i temu, co działo się wówczas w Kościele. Na zachodzie Europy był to moment trudny dla Kościoła, tzw. burzy postkoncyliarnej po Soborze Watykańskim II: blisko 70 tys. księży zrzuciło sutanny, w kościołach wiało pustką. Katolicy dali się ponieść – jak to mówił kard. Józef Ratzinger – przez rozmaite prądy ideologii. Po ogłoszeniu encykliki „Humanae vitae” Pawła VI, młodzi ludzie zaczęli opuszczać świątynie, buntować się. Papież ten właściwie był samotny. Mówiono, że Kościół to „miejsce dla osób starszych”. A tu nagle nad Placem św. Piotra pojawiła się uśmiechnięta twarz energicznego papieża. Wszystkim nam, młodym ludziom, „opadły szczęki”: Bóg przemówił do świata!
Jan Paweł II od razu nas zdobył. Skracał dystans między świeckimi a duchownymi. Moje pokolenie odnalazło autorytet, ojca, którego szukaliśmy i potrzebowaliśmy. Niektórzy zarzucali mu, że wynosi na ołtarze zbyt wielu świętych. Ale nam dodawał odwagi: dowodził, że wiele jest dróg do świętości.
Dobrze pamiętam dzień 14 września 1980 roku. Jan Paweł II przyjechał z wizytą do Sieny. Byłem wówczas studentem. Czekaliśmy na spotkanie z papieżem na rynku miasta. Postawiliśmy tam wielki transparent ze słowami św. Katarzyny: „Jeśli staniecie się tym, kim powinniście być, rozpalicie ogień we Włoszech”. Papież z uwagą musiał przeczytać go, bo jeszcze tego samego dnia przytoczył słowa naszej ukochanej świętej w czasie swojego przemówienia. Byliśmy tym wzruszeni. Dla nas to było jak wyzwanie, rodzaj misji powierzonej nam przez Ojca Świętego.
Ujmowała nas w Janie Pawle II jego fascynacja i miłość do Jezusa, to, że był nieprzytomnie zakochany w Maryi i oddany Jej. Powiedziałbym, że dzięki Karolowi Wojtyle Kościół znowu odkrył wielkość Matki Boga. Po Soborze Watykańskim II osoba Matki Bożej, szczególnie za Zachodzie, poszła jakby w zapomnienie. Choć kult Maryi był głęboko zakorzeniony w wierze i w sercach ludzi, Matka Boża pozostawała jakby zamknięta w sanktuariach. I nagle, z przyjściem Jana Pawła II – syna narodu, który od zawsze był przywiązany do Maryi i wybrał ją na swoją Królową! – Kościół w pełni otwarł się na Jej czułą miłość. Dla nas, Europejczyków, to była wielka lekcja z Polski. Głęboko w sercu noszę moje osobiste spotkanie z Janem Pawłem II. Było to w 1983 r., kiedy pracowałem dla Telewizji Watykańskiej. Pewnego ranka papież zaprosił nas do udziału we Mszy św. w jego prywatnej kaplicy. Po Mszy przywitał się z każdym z osobna. Papież cały koncentrował się na drugiej osobie. Spojrzał mi w oczy, a ja miałem wrażenie, jakby chciał zobaczyć moją duszę. Miałem poczucie, że jestem w tym momencie dla niego ważny. Jan Paweł II traktował tak wszystkich. Nawet kiedy stawał przed tłumami i rozkładał ręce, to tak, jakby chciał przytulić każdego. Brał na ręce dzieci, głaskał po twarzy kobiety! Nie bał się tych gestów czułości. Każdemu dawał odczuć, że jest jedynym i niepowtarzalnym stworzeniem na tym świecie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Antonio Socci, dziennikarz, autor książek, rektor szkoły dziennikarstwa w Perugii