Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć... i więcej nic... C.K. Norwid
Był Czerwiec 1968 roku
w Paryżu i Berkeley
właśnie kończył się sezon palenia
nieprawomyślnych książek,
przeklinano Boga i masakrę w My Lai,
nowe pokolenie przejmowało władzę
nad starym światem,
a bosonogie boginie
malowały na murach przedmieść
ekstatyczne teksty
make love not war
niewiele o tym wiedziałem
to mogła być gdzieś połowa czerwca.
Leżałem w słońcu na igłach
wczoraj ściętej trawy,
koło domu Szawernów,
z widokiem na Pszowskie Doły
ze ściśniętym gardłem
czytałem prozę iberoamerykańską,
nie wiedząc, że czytam prozę iberoamerykańską
kończyłem podstawówkę,
siadały na mnie motyle,
suszyłem siano
Tata mnie zmieniał tamtego dnia
po południu, po szychcie,
przy grabiach
ale to właściwie ja miałem go zmienić.
Wszystko jest zawsze inaczej
niż być miało
po tamtej chwili
zostały szczątki grabi w szopie.
Nie ma siana, nie ma rowerów,
z Ojcem wszystko jest już też inaczej
zdarzają się jednak ciągle nawroty czerwca
słodkie, okrutne, upragnione
okruchy czerwca,
jak wówczas
kiedy koło Szawernów
w trawie leżałem
w słońcu
piętnastoletni
pewny nieśmiertelności
dorastaliśmy ku sobie,
moje życie i ja,
coraz bardziej
przylegając do
siebie
wiedziałem już wtedy,
że na pewno zostanę księdzem.
Nocami było słychać drżenie ziemi. To
zaprzyjaźnione czołgi miały lada dzień
wkroczyć na Morawy
to mogła być gdzieś połowa czerwca,
dorastaliśmy gwałtownie ku sobie
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego