Można by odnieść wrażenie, że wyścig na Księżyc rozpoczął się na dobre. W rzeczywistości trwa on z różną intensywnością od dawna. Wielu się tam śpieszy, a być może Księżyc już jest zasiedlony.
Kilka tygodni temu o powierzchnię Srebrnego Globu rozbiła się rosyjska Łuna 25. Kilka dni później – z powodzeniem – osiadł na nim pierwszy lądownik indyjski. Plany mają Amerykanie, Japończycy, Chińczycy… Po co oni tam lecą?
Odpowiedzi na to pytanie jest wiele. Na pewno chcą pokazać, że potrafią, a to ważny sygnał zarówno z punktu widzenia polityki krajowej, jak i międzynarodowej. Kraj, który z powodzeniem osiada na Księżycu, to kraj posiadający wysoko wyspecjalizowaną technologię, to kraj, który się liczy.
Po to, by bezboleśnie wylądować na Księżycu, trzeba pokonać szereg przeszkód, tworząc wynalazki i technologie, ucząc się. To może zostać wykorzystane w wielu innych gałęziach przemysłu i gospodarki. Amerykański program lądowania człowieka na Księżycu, ten sprzed ponad 5 dekad, zwrócił się wielokrotnie.
Kolejnym powodem ścigania się na Księżyc jest chęć wybudowania tam bazy. Na razie czasowej. To krok o wiele bardziej skomplikowany niż budowa stacji badawczej na orbicie. Ten, kto nie wyznacza sobie trudnych celów, ten się nie rozwija. Gdy nauczymy się budować bazy na Księżycu, będziemy o krok bliżej do wybudowania ich na Marsie.
Kolejna motywacja to chęć nie tylko eksploracji Księżyca, ale także jego eksploatacji. Na Księżycu mogą być związki chemiczne, pierwiastki, minerały, których wydobycie może być opłacalne. Kto potrafi tam lądować, kto potrafi stamtąd wystartować, ten jest na czele wyścigu po to, co jest pod księżycowym gruntem. A to dopiero początek. Bo prawdziwe bogactwo znajduje się na asteroidach i planetoidach, niewielkich obiektach położonych od nas znacznie dalej niż Księżyc. Nie mam wątpliwości, że w przyszłości będziemy na nie latali i będziemy na nich coś wydobywali. Ale tego nie dokona nikt, kto wcześniej nie nauczy się operować na Księżycu. I właśnie dlatego tyle krajów ściga się na Księżyc.
I na koniec – uprzedzając pytanie, „czy zamiast latać w kosmos, nie lepiej byłoby skoncentrować się na ziemskich problemach?”. A skąd pomysł, że którykolwiek z tych problemów rozwiążemy, wstrzymując inwestycje w naukę i technologię? Dzisiaj nie ma sektora, nie ma dziedziny gospodarki, która byłaby się w stanie rozwijać bez danych pochodzących z kosmosu. Dlatego sektor technologii kosmicznych tak dynamicznie się rozwija.•
Tomasz Rożek Doktor fizyki, dziennikarz naukowy. Założyciel i prezes Fundacji Nauka To Lubię. Autor wielu książek o tematyce popularnonaukowej. Obecnie stały współpracownik „Gościa Niedzielnego”.