Byłem „kremówkowym katolikiem”. To Jan Paweł II powiedział mi: Obudź się! 32-letni Jan, badacz rynku, opowiada, jak śmierć Papieża wpłynęła na jego wiarę.
Z moją żoną otworzyliśmy się na to, żeby mieć dziecko, było oczywiste, że nie będziemy stosować antykoncepcji, przeszliśmy czas, gdy czekaliśmy na dziecko, a ono nie chciało się pojawić... Miałem wtedy bardzo ludzki odruch złości i pytanie do Pana Boga: Czemu nam się to zdarza?
Teraz codziennie chodzę do pracy. Jestem badaczem rynku. Mam poczucie odpowiedzialności za siebie i rodzinę, nie uciekamy przed sprawami bardzo trudnymi, ciężką chorobą mojej babci. Żyję tak i wiem, że zawdzięczam to Papieżowi. Zacząłem regularnie się spowiadać, nieraz co tydzień, albo częściej. Zrozumiałem znaczenie spowiedzi i Komunii i jak ważny jest stan łaski uświęcającej, które są tak samo ważne, a nawet ważniejsze jak dobre buty, lekarz i zdrowe zęby. Ważniejsze, bo w butach można jeszcze trochę pochodzić, o zęby warto dbać, ale łączność z Bogiem jest najważniejsza.
Cieszy mnie beatyfikacja Jana Pawła, ale drażni kremówka. Nie chcę oceniać ludzi, każdy ma prawo przeżywać po swojemu, na pewno i w takim przeżywaniu jest łaska Boska, ale męczy mnie, że Jan Paweł traktowany jest jak popstar, gwiazda rocka. On był także i gwiazdą, ale to było po coś, on pokazywał nam głębię, nie zatrzymywał na sobie. Mnie bardzo dużo daje słuchanie jego homilii. Nie jego głosu, a homilii, w których mówi bardzo mocne rzeczy dotyczące chrześcijaństwa i życia i tych rzeczy, które są dziś negowane i nie są trendy. I nie jest ważne to, że miał radiowy głos i zdolności aktorskie, tylko to, że cały czas mówił wielką homilię, także rzeczy dotyczące aborcji i eutanazji.
Beatyfikacja jest potwierdzeniem tego, co czuliśmy. Modliliśmy się po jego śmierci za jego wstawiennictwem, dla nas był święty, to było i jest oczywiste. A ja najbardziej lubię go słuchać, za wielu ludzi robi z niego kremówkę. Życzę im żeby także odkryli dzięki niemu głębię.