W dziejach chrześcijaństwa takiej beatyfikacji jeszcze nie było.
Nie dosyć, że na ołtarze zostaje wyniesione razem małżeństwo Wiktoria i Józef Ulmowie wraz z szóstką dzieci, to jeszcze dołącza do nich dziecko nienarodzone – które opuszczało łono matki, gdy Niemcy ją rozstrzelali. Zwracają przy tej okazji moją uwagę trzy kwestie. Pierwsza – to fakt, że nienarodzone dziecko ogłoszone błogosławionym nie było ochrzczone. Nawiązując jednak do znanej w środowiskach rodziców dzieci zmarłych przed urodzeniem praktyki „chrztu pragnienia” (w innym znaczeniu niż znana w Kościele forma chrztu, w którym umierający, nie mogąc przyjąć chrztu z wody, dostępuje oczyszczenia z grzechu), także w przypadku Ulmów można mówić o „chrzcie pragnienia” rodziców, którzy chcieli ochrzcić swoje dziecko, kiedy się urodzi. Można mieć pewność, że Ulmowie pragnęli swoje siódme dziecko ochrzcić.
Po drugie, aby zrozumieć sens tej beatyfikacji, należy skupić się nie tylko na śmierci Wiktorii i Józefa oraz ich dzieci, chociaż ten moment jest znaczący, ale też na codziennym życiu tej wielodzietnej rodziny z Markowej. Bo właśnie owa codzienność odsłania wartości, zgodnie z którymi żyli, i motywy, którymi kierowali się małżonkowie, podejmując bardzo trudną decyzję, w konsekwencji doprowadzającą ich rodzinę do męczeńskiej śmierci. I trzecia ciekawa sprawa. Otóż natknęłam się na informację, że po rozstrzelaniu Józefa jego żona Wiktoria próbowała uciekać z miejsca egzekucji. Oczywiście, tak mogło być. I wcale nie przekreślałoby to faktu oddania życia z powodu heroicznej miłości do drugiego człowieka. Byłby to zupełnie zrozumiały, naturalny odruch obronny, podobnie jak naturalna była próba ucieczki w przypadku bł. ks. Popiełuszki – usiłował wydostać się z bagażnika samochodu oprawców i wołał o pomoc. Chrześcijanin ma obowiązek ratowania życia, dopóki jest to możliwe. W przypadku męczenników próba ratowania swego życia nie przekreśla faktu, że pozostają oni wierni do końca ewangelicznym wartościom, za które ostatecznie umierają. Wiktoria również nie rezygnowała ani na chwilę z ofiarnej, heroicznej miłości, dzięki której mogła zostać uznana za błogosławioną. •
Milena Kindziuk