Przez lata reportaże zagraniczne były jedną z wizytówek „Gościa Niedzielnego”. Kulisy ich powstawania – czasem zabawne, czasem groźne – nie zawsze pojawiały się w tekście. A to one często nadawały smak całej wyprawie.
Co rosyjski generał usłyszał w pokoju, w którym spisywałem zeznania opozycjonistów białoruskich? Kim był tajniak w Wietnamie, który na lotnisku ostrzegł nas przed „zadawaniem się z niewłaściwymi ludźmi”? Jak fotoreporter „Gościa” zmusił pobożnego muzułmanina do powtarzania całej modlitwy w meczecie w Damaszku? Jak to możliwe, że podczas dwóch podróży na Cypr nie zanurzyliśmy nawet palca w Morzu Śródziemnym? Jak z ulicy, bez umawiania, udało się wejść na spotkanie z prezydentem Kosowa i w zwykłym sweterku zostać przez niego przyjętym w miejscu, w którym podejmuje głowy innych państw? W jaki sposób Andrzej Grajewski przemycił do ZSRR kilogramy medalików? I jak udało mu się dotrzeć do oblężonej przez Rosjan stolicy Czeczenii? Pewnie konieczne byłoby wydanie osobnej książki, by pomieścić wszystkie opowieści o kulisach naszych wypraw. W tym miejscu chcemy wspomnieć o kilku wybranych sytuacjach z reporterskiej „kuchni”. Tak naprawdę to ona miała często wpływ na – nomen omen – smak i temperaturę tych podróży.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina