W ciągu ostatniego roku widziałem w Katyniu klękających premiera Putina i prezydenta Miedwiediewa. Nie można więc mówić, że w naszych relacjach z Rosją nic się nie stało.
Jednocześnie te ważne, symboliczne gesty nie zmieniają faktu, że szereg naszych postulatów, zarówno w zakresie polityki historycznej, jak i w odniesieniu do innych aspektów relacji polsko-rosyjskich nadal nie jest realizowanych. Niepokoić przy tym muszą takie zachowania jak wypowiedź doradcy prezydenta RP Romana Kuźniara, który stwierdza, że zbrodnia katyńska nie była ludobójstwem, czy brak jednoznacznej opinii w tej kwestii ze strony MSZ, co stanowi odwrót od stanowiska prezentowanego w tej sprawie dotąd przez władze RP, zawartego zarówno w konkluzji śledztwa katyńskiego prowadzonego przez IPN, jak i w uchwale Sejmu RP, wyraźnie wskazującej na ludobójczy charakter decyzji sowieckiego kierownictwa. Ta kwestia stanęła znów na porządku dnia w związku z usunięciem przez Rosjan tablicy umieszczonej w Smoleńsku ku czci ofiar katastrofy. Powróci, gdy będzie negocjowana treść napisu na pomniku, który ma stanąć w tym miejscu.
Przełom po katastrofie
Wypada zauważyć, że zasadniczy przełom w podejściu elit rosyjskich do własnej historii nie nastąpił w wyniku działań dyplomatycznych, czy nawet spotkania premierów Putina i Tuska w Katyniu 7 kwietnia 2010 r. Brałem udział w nim udział, jako członek Grupy do Spraw Trudnych i pamiętam spory zawód spowodowany wystąpieniem Putina, w którym w sposób bardzo ogólnikowy mówił o sprawcach zbrodni, nie wymieniając nawet nazwiska Stalina. To zostało dopowiedziane później, w czasie konferencji w Smoleńsku. Nie lekceważę przy tym faktu, że jednak premier Rosji przybył do Katynia w 70. rocznicę rozstrzelania polskich oficerów, co jednoznacznie oznaczało przyznanie, że za zbrodnię odpowiedzialni są funkcjonariusze NKWD, działający na polecenie Stalina oraz pozostałych członków Biura Politycznego, sygnatariuszy decyzji z 5 marca 1940 r. Prawdziwy przełom nastąpił dopiero po kilku dniach, kiedy na lotnisku Siewiernyj pod Smoleńskiem rozbił się samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim oraz delegacją państwową. Wówczas uwaga całego świata skierowana została na sprawę zbrodni katyńskiej, a film Andrzeja Wajdy został wyświetlony w publicznej telewizji w Rosji oraz w wielu innych telewizjach. A warto pamiętać, że nie tylko na Wschodzie były kłopoty z dystrybucją tego filmu. Także na Zachodzie był on blokowany z powodu sprzeciwu lewicy, alergicznie reagującej na wszystkie informacje o zbrodniach Stalina. Fakty więc są oczywiste. Świat musiał przyjąć prawdę o zbrodni katyńskiej dlatego, że w Smoleńsku zginęła polska delegacja państwowa, która zmierzała do Katynia, aby oddać hołd pomordowanym przed 70 laty i raz jeszcze przerwać milczenie wokół tej sprawy.
Kompleks katyński
Z naszej perspektywy najważniejsza jest reakcja Rosji wobec całego kompleksu katyńskiego, a to pojęcie obejmuje nie tylko zbrodnię popełnioną wiosną 1940 r., ale także dziesięciolecia zakłamywania prawdy o niej. Kłamstwo katyńskie było fundamentem PRL, ale dotyka także całej sfery współczesnej mitologii rosyjskiej, wykraczając poza sferę stosunków polsko-rosyjskich. Przyznając się do prawdy w tej sprawie, Rosjanie muszą podważyć fundament własnej polityki historycznej głoszącej, że II wojna światowa zaczęła się dla nich dopiero w czerwcu 1941 r., gdy wojska niemieckie uderzyły na Związek Sowiecki. Pragnąc powiedzieć prawdę o Katyniu, nie sposób pominąć pytań o to, skąd tysiące polskich jeńców wojennych znalazło się jesienią 1939 r. w sowieckiej niewoli. Implikuje to z kolei pytanie o ocenę traktatu Ribbentrop–Mołotow, którego zbrodnia katyńska była bezpośrednią, tragiczną konsekwencją. Jeśli Rosjanie chcą stanąć w prawdzie, muszą odrzucić pielęgnowany od dziesiątków lat wizerunek Związku Sowieckiego, jako niewinnej ofiary, bohatersko zmagającej się z agresją III Rzeszy. Muszą zmierzyć się z odpowiedzialnością za blisko dwa lata przyjaźni i bliskiej współpracy państwa Stalina z reżimem Hitlera. To zaś wymaga przewartościowania całej historii II wojny światowej, która dotąd była interpretowana wyłącznie w kategoriach wyzwoleńczej misji Armii Czerwonej, ratującej Europę przez brunatną zarazą. Zbrodnia katyńska odsłania także miejsca zbrodni stalinowskich, w których wcześniej mordowano dziesiątki tysięcy obywateli Związku Sowieckiego. Polskie ofiary w Katyniu, Miednoje, Piatichatkach, a także w Bykowni oraz prawdopodobnie w Kuropatach pod Mińskiem spoczęły w dołach śmierci położonych tuż obok miejsc, gdzie od 1937 r. spoczywały dziesiątki tysięcy obywateli Związku Sowieckiego. Rosjanie nie mogą się zmierzyć z historią mordu na Polakach, pomijając mord na własnych obywatelach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski