Polska realna jest w samorządach, choć nie zawsze widać tam partie dominujące w telewizji
Gdyby dzieci interesowały się ordynacją wyborczą – straszono by je senatorem Stokłosą. Uważajcie! Wprowadzą okręgi jednomandatowe i do was też przyjdzie senator Stokłosa. Będzie przebrany za tutejszego „byzmesmena” – i zabierze sobie nasz mandat do Senatu. A potem pojedzie dwa powiaty dalej – i zabierze następny. A potem jeszcze jeden. I na końcu zabierze sobie cały Senat.
Bajka jak to bajka, straszna – ale prawdziwy senator Stokłosa był jeden dwadzieścia lat temu i dalej jest jeden. Urósł tylko lęk partyjnych central przed wyborami większościowymi w jednomandatowych okręgach wyborczych, więc i zapotrzebowanie na strachy na Lachy. Dobrze wymyśloną historyjkę opowiadają więc setki ludzi, nie zastanawiając się, że echem odbijają dobrze ukuty partyjny slogan. Straszenie senatorem Stokłosą usprawiedliwić ma konformizm coraz bardziej pozbawionych przekonań posłów, bez oporów wykonujących nawet najbardziej cyniczne polecenia swoich partyjnych central. Zresztą nawet już nie polecenia, sprawy zaszły znacznie dalej: po prostu oczekiwania partyjnych szefów, instynktownie odgadywane przez podległych im „polityków”.
To dlatego w partii rządzącej nie było żadnych krytycznych głosów na temat śledztwa po smoleńskiej katastrofie, a w opozycji na temat milczącej zgody z rządem, by nie bronić Krzyża przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Dziś wybory większościowe w jednomandatowych okręgach wyborczych stały się jedyną drogą do przywrócenia znaczenia przekonań i indywidualnej odpowiedzialności w polityce, wzmocnienia opinii publicznej, wprowadzenia odpowiedzialności liderów politycznych wobec reprezentowanych środowisk, ale również przywrócenia partiom politycznym autentycznego, społecznego charakteru. Krótko mówiąc – polityki bardziej ludzkiej, opartej na silniejszym mandacie parlamentarzystów i silniejszej jednocześnie opinii publicznej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek