Podczas gdy byli prezesi Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku sądzą, że tą zasłużoną placówkę należałoby przenieść do Polski, obecny zarząd opowiada się za utrzymaniem jej w Ameryce.
Tadeusz Pawłowicz, Andrzej Beck i Jacek Gałązka, którzy zawiadywali niegdyś tą instytucją, w liście do Polonii podważają celowość jej dalszej obecności w Nowym Jorku. Kwestionują warunki przechowywania zbiorów i kwalifikacje obecnej dyrekcji. Wytykają też małe zainteresowanie placówką i jej mizerną kondycję finansową.
"Ile osób w Polsce mogłoby korzystać z tych bezcennych dokumentów polskiej historii, gdyby trafiły do kraju? - pytają byli prezesi. W nawiązaniu do digitalizacji archiwów i budowanej bazy danych powstańców śląskich nazywają te projekty "wyprawą z motyką na słońce".
Szacując koszty utrzymania placówki na 150 tysięcy dolarów, autorzy listu podkreślają, że trzecią część rocznych wydatków pokrywa fundusz inwestycyjny. "Jak długo można się tak utrzymać w Nowym Jorku? - pytają dodając, że minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski zaprosił Instytut do Sulejówka, gdzie planowane muzeum Józefa Piłsudskiego pomieściłoby jego zbiory.
Z postulatami i zarzutami w liście nie zgadza się obecne kierownictwo instytucji. Argumentuje, że placówka, która mocno wrosła w nowojorski krajobraz, posiada tylko 20 proc. oryginalnych, pochodzących z Polski, tzw. "belwederskich archiwów". Resztę zgromadzono dzięki wysiłkom Polonii i sprowadzono m.in. z Ukrainy czy też Argentyny.
Władze Instytutu założonego w Nowym Jorku w roku 1943 m.in. z inicjatywy polskiego działacza niepodległościowego, dyplomaty, polityka i historyka Wacława Jędrzejewicza, odpierają zarzut o nieodpowiednim zabezpieczeniu zbiorów. Przekonują, że przechowuje się je w zaleconych dla archiwów warunkach. Nie zgadzają się z opinią o niewielkim zainteresowaniu zbiorami.
"W porównaniu z mniej więcej ekwiwalentnym Archiwum Akt Nowych w Polsce, odwiedza nas pięć razy więcej badaczy" - zapewnia wiceprezes Instytutu dr Marek Zieliński. Prezes, dr Magdalena Kapuścińska, dodaje, że przychodzi tam wielu młodych ludzi, uczniów i studentów. Mówi o powstających dzięki zbiorom pracom magisterskim i książkom.
Szefowie placówki nie podzielają rezerwy z jaką poprzednicy wypowiadają się o digitalizacji archiwów. Zieliński wylicza, że Instytut zdigitalizował ok. 150 tysięcy dokumentów (ok. 15 proc. zasobów) i opracował elektroniczny katalog biblioteki.
"W tej chwili głównie digitalizujemy archiwum belwederskie, aby rzeczywiście każdy miał do niego dostęp" - mówi Kapuścińska.
Zarząd Instytutu zaprzecza opinii krytyków o kłopotach finansowych. Twierdzi, że w jego trzyletniej kadencji niemal czterokrotnie powiększyły się przychody i dotacje członków. Wskazuje na pomoc płynącą od Senatu RP. Nie ukrywa problemów wiążących się np. ze spadkiem oprocentowania inwestycji, wzrostem kosztów cen ropy naftowej, a co za tym idzie utrzymania obiektu. Jak jednak zaręcza Kapuścińska, "instytut kwitnie".
Prezes Kapuścińska pokazuje list z października 2009 roku od wiceministra kultury i dziedzictwa narodowego Tomasza Merty w którym napisał on, że w opinii resortu Instytut jest "najkorzystniejszym miejscem dla zgromadzonych zbiorów" i komplementował profesjonalizm instytucji.
Za potwierdzenie pozytywnej oceny pracy Instytutu zarząd uważa dwa medale Zasłużony Kulturze Gloria Artis, honorowy tytuł kustosza pamięci narodowej od IPM i inne wyróżnienia.
Kapuścińska, powołując się na rozmowy z ministrem kultury i dziedzictwa narodowego Bogdanem Zdrojewskim, utrzymuje, że jeszcze długo potrwa zanim powstanie Sulejówek. Zdaniem władz nowojorskiego Instytutu gdyby archiwa zostały przeniesione do Polski, pozostałyby w magazynach i przez wiele lat nie były wykorzystane.