Dzięki Papieżowi, dzięki jego odwadze dostrzeżono, że nie na wszystko się trzeba godzić i nie na wszystko trzeba bezradnie patrzeć rozkładając ręce.
Ja raczej unikam przytoczonego tu stwierdzenia, że Janowi Pawłowi II przypisujemy pokonanie totalitaryzmu komunistycznego. Ale Papież równocześnie nadwyrężył bardzo mocno wszystkie bezideowe czy cyniczne sposoby myślenia, które idą gdzieś w kierunkach liberalnych. Im też pokazał bezideowość, gdzie nie ma przed oczyma człowieka, tylko interes poszczególnych grup czy dróg, którymi by się chciało dojść w świecie do znaczenia. Papieska droga krytyki różnego rodzaju systemów politycznych szła bardzo szeroko. Jeżeliby przeanalizować wszystkie podróże i wszystkie tematy, które poruszał od bardzo bogatej Japonii przez biedne kraje afrykańskie i latynoamerykańskie, do super bogatych krajów Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych i Kanady, to w każdym z tych krajów miał co innego do powiedzenia i miał zawsze dobrze przygotowany schemat dialogu z odnośnymi społeczeństwami. Pokazując im, że owszem, cieszymy się, że tak czy inaczej się rozwijają, ale należy dbać o to, by wszystko zmierzało ku zapewnieniu człowiekowi swobody i miejsca na tym świecie, swobody zarówno ideowej, w tym religijnej, swobody gospodarczej, swobody praw obywatelskich. Stąd, owszem, Papież w polityce był obecny niezwykle mocno i zdecydowanie, ale dla niego polityka była służbą, która wypływa wprost z Ewangelii. Przecież, nie bądźmy naiwni, Ewangelia nie jest tylko i wyłącznie słodkim opowiadaniem o idealnym Królestwie Bożym, do którego tęsknimy i które otwieramy tylko wtedy, kiedy nam jest źle na świecie. Ewangelia jest programem, który trzeba przyjąć, jeżeli się chce ją potraktować niezwykle uczciwie. Stąd Papież rozumiał, że nie może być następcą św. Piotra, który by nie podejmował tych tematów w imię człowieka wolnego i godnego. To, że akurat uderzył zdecydowanie, silnie, wykazał jak doskonały lekarz, gdzie choroba się rozwija, pokazując nadużycia względem autonomii człowieka i jego godności, jak było w przypadku systemów komunistycznych, to jest tylko potwierdzenie wielkości Papieża
- Padło sformułowanie „dialog ze społeczeństwem”. To też jest cecha bardzo charakterystyczna. Papież chętnie wchodził w dialog. To jest też nietypowe. Papieże często wypowiadali się ex cathedra. Ten Papież też nie unikał takich sformułowań, wydawał mnóstwo dokumentów, listów, encyklik itd., ale chętnie też wchodził w dialog ze społeczeństwem. Ludzie traktowali go, właśnie, jako takiego brata, ojca. Miał wielu przyjaciół, traktowano go, jako kogoś bliskiego. Może dzięki temu miał tak wielki wpływ również na historię tego świata?
Bp J. Kopiec: Na pewno. Ja bym też tutaj nie upraszczał sytuacji jako wyjątkowej. Tych możliwości dialogu już było przedtem już bardzo dużo, chociażby wizyty biskupów ad limina Apostolorum. Stary zwyczaj, który w dzisiejszej formie pochodzi z okresu potrydenckiego, z końca wieku XVI. To nie jest tylko urzędowa sprawa złożenia sprawozdania z diecezji. Tu Papież potrafił rozmawiać z biskupami, ile on się uczył od biskupów, z ich problemów lokalnych! Ale równocześnie ile Papież potrafił biskupom wskazywać! Ja miałem szczęście być dwa razy na wizycie ad limina biskupów polskich za jego pontyfikatu i byłem świadkiem, ile Papież uwagi poświęcał. Potrafił powiedzieć: „Ja nie wiem dokładnie jak teraz ta czy tamta sprawa się ma, ale wiem tylko, że należałoby zadbać o wychowanie człowieka, o stworzenie mu systemu wartości, takiego, który nie zburzy jego godności, jego poczucia wartości”. Żeby nie niszczyć tego przez prymitywizm itd. Równocześnie – powiedzmy szczerze – Papież wykorzystał bardzo dobrze możliwości spotkań z ludźmi różnej kondycji. Ileż było jego rozmów z ludźmi nauki, intelektualistami.
Ale równocześnie wystarczyło Papieżowi pojechać do bardzo biednych faveli w Brazylii i nie trzeba było mówić. Wystarczyło spotkać jednego czy drugiego człowieka, przyjrzeć się wartościom jego życia, które praktycznie były bliskie zera, i z tego Papież potrafił czynić dla siebie odpowiedni materiał. I tu jest myślę bogactwo, które Papież wykorzystywał. On traktował możliwości dialogu bardzo głęboko. Każda rozmowa, każde spotkanie zawsze prowadzi do wymiany myśli. I tutaj Papież mógłby być dobrym nauczycielem, bo i sam się uczył, a nie tylko wskazywał innym gotowe rozwiązanie.
- Na tym wielkim świecie, który stał się globalną wioską i jednocześnie bardzo się rozszerzył, gdy chodzi o możliwości, warunki, różnorodność gospodarczą, polityczną, społeczną, jest też Polska, z której ten Papież wyrósł, wyszedł i do której często wracał, i dla której też miał swoje przesłanie, miał wiele do zrobienia, do powiedzenia, i dla której rzeczywiście mnóstwo zrobił. Jak można by określić, właśnie z historycznego punktu widzenia, wpływ Jana Pawła II na przemiany polskie?
Bp J. Kopiec: Karol Wojtyła, dopóki był w Polsce, był bardzo pojętnym chrześcijaninem, który korzystał z daru Chrztu, jaki przyjął nasz naród na końcu X wieku. Ale równocześnie zawsze jako człowiek wiedział, że chrześcijaństwo zależy od mojego własnego zaangażowania. Dziedzictwo jest ważne. Odwoływanie się do tego, co jest naszymi korzeniami, jest bardzo ważne i istotne. Ale nie może być chrześcijaństwa biernie przyjmowanego. I tak Papież postępował, jako hierarcha, wcześniej jako ksiądz w diecezji krakowskiej i w Kościele w Polsce. Tak rozumiał też miejsce Kościoła polskiego w ramach całego Kościoła powszechnego.
Jan Paweł II zdawał sobie sprawę z tego, że pochodzi z konkretnego narodu, że ukształtowały go jego konkretne uwarunkowania i doświadczenia. Doświadczenia bolesne, wszyscy wiemy, chociażby XX wieku. Ale równocześnie miał świadomość, że nie można się w tym zamykać i dla Papieża wyjście z polskich realiów, nawet w refleksji nad sytuacją Kościoła w poszczególnych dziedzinach, zawsze mu dawało siłę do tego, żeby spoglądać, jak w wymiarze powszechnym trzeba korzystać z tych możliwości, jakie daje Opatrzność, by nie zaniedbać niczego. Papież historii Polski nie ideologizował. On z historii Polski, z dziejów Kościoła nie tworzył tylko jakiegoś płytkiego punktu odniesienia. Papież miał wiele pokory. Był wprawdzie dumny, że z takiego narodu pochodzi, że ten naród, ten Kościół go uformował, ale jednocześnie to było dlań jeszcze większym zobowiązaniem, by pokazać światu, że z takich tysiącletnich doświadczeń tyle mogliśmy wynieść. I on sam też, jako Papież, też uczy się powszechności, ale nie przychodzi z pustymi rękami, bo na tron Piotrowy nie wstąpił jako ktoś zupełnie anonimowy. Przychodził jako ktoś uformowany, dojrzały, mający doświadczenie, ale też mający swój określony charyzmat, pokazując już wcześniej możliwości działania Kościoła, cały swój potencjał intelektualny, a przede wszystkim duchowy. Widać w nim było niezwykłą uczciwość wobec Chrystusa, że z Chrystusem rozmawiał niezwykle szczerze i temu Chrystusowi nie chciał niczego odmawiać. To go mobilizowało, by pokazać, że ten pontyfikat będzie czasem błogosławionym. Żeby inni ludzie widząc, że Kościół w Polsce potrafił uformować jego przekonali się, że potrafi na pewno uformować też wielu innych. Można by to rozciągnąć oczywiście na dłuższe czasy. Skoro Kościół w Polsce wraz ze światem podąża w przyszłość, niech więc też pewna siła ducha z tego Kościoła w Polsce będzie bogactwem całego Kościoła.
- Obecnie będziemy mieli mocnego patrona, błogosławionego Jana Pawła II, uważanego przez nas, i słusznie, za ojca Solidarności, tej, która ruszyła pierwszy kamień w lawinie przemian Europy Wschodniej i całego świata. Co zostanie teraz na czasy, w których na solidarność z małej litery nawet nie ma wiele miejsca? Czy ten patron ma nam przypominać o rzeczach podstawowych?
Bp J. Kopiec: Przyznam, że jako historyk troszkę bałbym się zacieśniać punkt widzenia do konkretnego doświadczenia tego naszego ostatniego bohaterskiego czasu, z którego, jak widzimy niewiele monumentów zostało. Natomiast myślę, że Papież, teraz jako błogosławiony, jako nasz patron będzie niezbywalny, zwłaszcza gdy chodzi o nasze zobowiązania do uczciwości, odpowiedzialności, do bycia kimś, kto z Ewangelii zaczerpnął siłę do formowania i swojego wnętrza i relacji z innymi. Stąd myślę, że jego przesłanie jest ponad epoką i jej konkretnymi wydarzeniami. To, że akurat on w swoim historycznym posługiwaniu mógł ukształtować także te rzeczy, jak „Solidarność”, społeczeństwo obywatelskie, wolność itd., to wszystko jest piękne. Ale myślę, że chodzi o to, by nie ulegać tylko i wyłącznie wielkiemu płomieniowi, który owszem będzie piękny w dniach beatyfikacji. Żeby naszej walki nie zacieśniać do sporu z jakąś konkretną władzą, a zostawiać inne sprawy na później. Jan Paweł II byłby, jak podejrzewam, bardzo niezadowolony, gdybyśmy wielkie dzieło Ewangelii zacieśniali tylko do aktualnych zadań. To będzie Patron naszej uczciwości, odpowiedzialności i dojrzałości.