W przypadku tej rodziny przysłowie: „Gość w dom, Bóg w dom” sprawdziło się w stu procentach.
Lubił zatrzymywać się w tym domu, u przyjaciół na wschodnim zboczu Góry Oliwnej. Czuł się tu jak u siebie. A to rodzeństwo mogłoby godzinami opowiadać o Jego słowie, które jest skuteczne, nawet jeśli przeczą temu wszelkie okoliczności przyrody. I o śmierci, która kapituluje na dźwięk Jego głosu. Wydaje się, że domem rządziła Marta. To ona grała pierwsze skrzypce. Łukasz wspomina, że „Marta przyjęła Jezusa do swego domu”, a słowa te brzmią tak, jakby chodziło wyłącznie o jej mieszkanie. Jan pisze równie wprost: „Jezus miłował Martę, jej siostrę i brata”. Tylko jedna osoba została tu nazwana po imieniu. Być może dlatego jej zachowanie sprowokowało Jezusa do wygłoszenia cierpkich słów: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego”. Przyszedł pogadać, a zastał kobietę pracującą, która żadnej pracy się nie boi (w tej roli mogłaby wystąpić Irena Kwiatkowska). Dziś historia tej rodziny trafiłaby na pierwsze strony gazet. „Choroba ta nie zmierza ku śmierci” – usłyszały siostry, gdy wysłały do Jezusa uczniów z depeszą: „Panie, choruje ten, którego kochasz”. Miały prawo czuć się oszukane. Czyżby Mesjasz się pomylił? A może Jego słowa były jedynie metaforą? Zderzenie było brutalne. Boleśniejsze tym bardziej, że ktoś z uczniów mógł donieść siostrom o słowach Jezusa: „Raduję się, że Mnie tam nie było”. „Naprawdę Jeszua tak powiedział?” – mogły pytać zalane łzami. Dlaczego „zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu”? Przyszedł za późno. Gdy nic już nie można było zrobić. Dlaczego zwlekał? Łatwo wyobrazić sobie rozpacz i bezradność Marty, która wybiega na drogę i wzburzona krzyczy: „Gdybyś tu był, mój brat by nie zginął”. Po co przychodzisz cztery dni „po”? Jest zbyt późno na ratunek… Przed laty myślałem, że zwrot: „Gdybyś tu był, mój brat by nie zginął” jest rodzajem credo. Dziś myślę, że był to krzyk bezradności. Dialog, jaki prowadzi z Martą Jezus, znakomicie pokazuje subtelną różnicę między wiarą a wiedzą. Jezus pyta: „Wierzysz?”, a siostra Łazarza odpowiada: „Wiem”. „Wiem, że Bóg da ci wszystko”; „Wiem, że zmartwychwstanie”. On drąży dalej: „Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Wierzysz w to?”. „Wierzę”. Trudniej uwierzyć Bogu na słowo niż przyjąć do wiadomości, że zmartwychwstał. Reakcja Jezusa jest zdumiewająca. Słysząc bezradną skargę sióstr, zaczyna… płakać. Jest wstrząśnięty. Dosłownie. Greckie tarasso oznacza poruszenie, wstrząs, zatrwożenie. Śmierć okazuje się bezradna wobec Jego słowa. Choroba naprawdę nie zmierzała ku śmierci. „Gdyby Jezus przyszedł wcześniej, siostry wierzyłyby tylko w Mesjasza, który jest w stanie zapobiec śmierci. Czyli nic by się nie zmieniło w ich życiu” – wyjaśnia ks. Wojciech Węgrzyniak. „Ponieważ przyszedł »za późno«, uwierzyły, że jest w stanie wyciągnąć człowieka nawet z grobu, a ich wiara przeszła na wyższy poziom”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.