Rozwój nauki polega na tym, że korzystając z dokonań przeszłych pokoleń, dokładamy do nich swoją cegiełkę, by nasi następcy mogli rozwijać je dalej.
Przed laty światową furorę zrobiła teza Francisca Fukuyamy, który po zakończeniu zimnej wojny, ogłaszając zwycięstwo demokracji liberalnej, obwieścił koniec historii. Koniec historii dla historyka rozpatrującego dzieje w przyczynowo-skutkowej ciągłości, dzielonej na epoki, a nie odrębne światy, to w moim przekonaniu sprawa nie do przyjęcia. Dobrze, że Fukuyama, pod wpływem krytyki tuzów filozofii i historiozofii, ze swej tezy się wycofał. Niemniej ku mojemu zdumieniu okazuje się, że ma wciąż u nas zwolenników, w swoich poglądach idących nawet dalej, bo ogłaszających, że pewne badania się zakończyły, wszystko już odkryto, nie ma o czym pisać i basta. Ironizuję? Owszem, choć temat wcale nie jest zabawny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ewa K. Czaczkowska