To paradoks całej działalności proroka Jeremiasza. Pełnił swą misję w ostatnich dziesięcioleciach istnienia Królestwa Judy, zakończonego zniszczeniem Jerozolimy i spaleniem świątyni przez Babilończyków w 587 roku przed Chr.
Rzekł Jeremiasz:
«Słyszałem oszczerstwo wielu: „Trwoga dokoła! Donieście, donieśmy na niego!” Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną wypatrują mojego upadku: „Może on da się zwieść, tak że go zwyciężymy i wywrzemy pomstę na nim!”
Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą. Będą bardzo zawstydzeni swoją porażką, okryci wieczną i niezapomnianą hańbą. Panie Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego i który patrzysz na nerki i serce, dozwól, bym zobaczył Twoją pomstę na nich. Tobie bowiem powierzyłem swą sprawę.
Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana! Uratował bowiem życie ubogiego z ręki złoczyńców».
Przestrzegał przed tą katastrofą, widząc ocalenie w pełnym nawróceniu narodu do Pana Boga. Lud i jego przywódcy woleli jednak szukać ziemskich sojuszy, a orędzia Jeremiasza coraz bardziej ich irytowały. To potęgowało napięcie, budowało wrogość. O tym usłyszał Jeremiasz już w momencie swego powołania. Z jednej strony Pan Bóg mówił: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię”, a z drugiej zapowiadał: „Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić… Spójrz, daję ci dzisiaj władzę nad narodami i nad królestwami, byś wyrywał i obalał, byś niszczył i burzył, byś budował i sadził”.
Wyrywanie, obalanie, niszczenie i burzenie bolało słuchaczy tak bardzo, że nie byli w stanie dostrzec budowania i sadzenia. Rodacy Jeremiasza, których prorok kochał i chciał uchronić przed klęską, zaczęli widzieć w nim wroga i zdrajcę. Krzyczeli mu w twarz: „Nie posłał cię Pan, nasz Bóg… Raczej Baruch, syn Neriasza, podburza cię przeciw nam, by nas wydać w ręce Chaldejczyków, którzy nas zabiją lub uprowadzą do Babilonu”. Nawet jego ziomkowie z rodzinnego Anatot stanęli przeciw niemu, mówiąc: „Nie będziesz prorokował w imię Pana, byś nie zginął z naszej ręki”. Nic dziwnego, że Jeremiasz, wewnętrznie rozbity, zawołał: „Biada mi, matko moja, żeś mnie porodziła, męża skargi i niezgody dla całego kraju”, a w tekście, który poprzedza dzisiejsze pierwsze czytanie, skarży się Temu, który go powołał: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają”. To, co dzieje się z Jeremiaszem, często bywa nazywane losem proroka, ale też jest losem samego Zbawiciela, a potem ma być losem Jego uczniów, o czym słyszymy w czytanym dziś fragmencie Ewangelii.•
ks. Zbigniew Niemirski