Nie pomogły namowy minister Hall ani reklama. Tylko nieliczni rodzice posyłają 6-latki do szkoły. Za to złożyli w Sejmie projekt zmian w ustawie: ze szkołą dla 7-latków i finansowaniem przedszkoli z budżetu państwa.
W szkole na warszawskim Bemowie we wrześniu powstanie 17 klas pierwszych. W dwóch budynkach będzie uczyć się ponad tysiąc uczniów. Wśród nich – zgodnie z reformą – sześciolatki. – W Warszawie zerówki są tylko w szkole, a jak posłać małe dziecko do takiego molocha? Przeprowadzamy się na Bemowo, ale Zosię będziemy dowozić do zerówki w prywatnym przedszkolu. Za rok ta szkoła będzie jej rejonową – do tego czasu może coś wymyślimy – mówią Magda i Piotr Pozbierscy. – Budynek nie jest z gumy – wzdycha dyrektor Włodzimierz Skarzyński, podobnie jak tysiące dyrektorów podstawówek w całej Polsce, szukających nagle dodatkowego miejsca na naukę i zabawę 6-latków. Nikt ich nie pytał, czy mają warunki lokalowe do przyjęcia maluchów. Nikt nie słuchał rodziców ani ekspertów protestujących przeciwko szybkiemu wprowadzeniu – ich zdaniem nieprzygotowanej – reformy.
Pudło klocków to za mało
W tym roku po raz ostatni rodzice 6-latków mogą wybrać między zerówką a klasą pierwszą. Od przyszłego roku obowiązkowo wszystkie dzieci urodzone w latach 2006 i 2005 pójdą do pierwszej klasy. Prawie dwa roczniki, bo rodzice nie podzielają entuzjazmu minister Katarzyny Hall i niechętnie fundują dzieciom przyspieszoną edukację: w roku szkolnym 2009/2010 pierwszakami zostało 4,7 proc. 6-latków, a w tym roku do klas pierwszych chodzi tylko co dziesiąty. Wprowadzając 6-latki do szkoły, pani minister obiecywała „radosną szkołę”: miejsce na zabawę w klasie, plac zabaw, darmowe podręczniki, a przede wszystkim uczenie przez zabawę. Rzeczywistość jednak skrzeczy. Z obiecanych 1,16 mld zł do tej pory wykorzystano 40 mln: na wybudowanie 1000 placów zabaw i zakup sprzętu ruchowego dla maluchów. Skąd brać pieniądze na przebudowę łazienek, odrębne szatnie, wygospodarowanie nowych sal? Samorządowcy rozkładają ręce. – Moje dziecko pójdzie do szkoły, gdy będzie miało 5 lat i 9 miesięcy.
W zespole szkolno-przedszkolnym, w którym jest przedszkole, podstawówka i gimnazjum, będzie przepychało się wśród dużo starszych od siebie dzieci, korzystało z tych samych toalet co gimnazjaliści. Jak poradzi sobie w stołówce, niosąc talerz gorącej zupy, jak udźwignie tornister z książkami, jak zniesie hałas w świetlicy? – martwi się Krystyna Bula z Rudy Śląskiej. Z danych, do których dotarł „Dziennik Gazeta Prawna”, wynika, że na 14 tys. skontrolowanych placówek 6 tys. nie jest odpowiednio przygotowanych na przyjęcie 6-latków. Na przykład nie ma wydzielonego miejsca do zabawy i odpoczynku, stołówek, łazienek i mebli dostosowanych do mniejszych dzieci, a niektóre nawet nie mają ciepłej wody. – To nie są braki, które uprawniają do zamknięcia szkoły – prostuje Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego, który prowadził badania. – Nie ma szczególnych wymagań sanitarno-epidemiologicznej dla młodszych uczniów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Jureczko-Wilk