Bruksela. W Brukseli przy jednym stole usiedli przedstawiciele władz Serbii i Kosowa. To pierwsze spotkanie obu zwaśnionych stron od czasu ogłoszenia niepodległości przez kosowskich Albańczyków w 2008 roku.
Serbowie dotąd nie pogodzili się z odłączeniem swojej prowincji, będącej kolebką serbskiej państwowości. Albańczycy zaś nie mają zamiaru cofać decyzji sprzed trzech lat. Jak zatem rozmawiać w tak patowej sytuacji? Obie strony zaznaczyły przecież, że nie wchodzą w grę rozmowy o statusie Kosowa. Rozpoczęty pod auspicjami Unii Europejskiej dialog ma rozwiązać „techniczne” problemy codzienne mieszkańców Kosowa – Albańczyków oraz Serbów zamieszkujących głównie północną część Kosowa.
Sytuacja tam panująca jest kuriozalna: Serbowie kosowscy dalej posługują się serbskimi tablicami rejestracyjnymi, nie uczestniczą w lokalnych wyborach, z kolei Albańczycy, chcąc wjechać do Serbii, muszą pokazywać swoje stare dowody serbskie, ponieważ nowych albańskich nie uznają na granicy Serbowie. Czy rozmowy w Brukseli rozwiążą te problemy?
Trudno powiedzieć, bo każde ustępstwo, z którejkolwiek ze stron, i tak musi ocierać się o sprawę podstawową – status Kosowa. A w tej kwestii obie strony zapowiadają, że nie ustąpią i nie mają zamiaru o tym dyskutować. Prawdziwym cudem jednak jest to, że Serbowie i „Kosowarzy” w ogóle chcą ze sobą rozmawiać. Obie strony marzą o członkostwie w UE. Integracja jest chyba jedyną szansą dla tego rozdartego konfliktem regionu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina