Czy sztuczna inteligencja udźwignie to zadanie – jak to ujął filozof z kultowego „Rejsu” – bycia twórcą i tworzywem?
26.05.2023 12:12 GOSC.PL
Sporo już na ten temat napisano, sporo powiedziano. Ostatnio dyskusje, w trakcie których litery AI (względnie SI) padały równie często co obietnice na finiszu kampanii wyborczej, rozgrzał Chat GPT. Gdy jedni zachłystywali się obietnicami, jakie sygnalizował chwilowo najpopularniejszy robot, drudzy pukali się w czoło i mówili coś o gruszkach na wierzbie. Czasem też ktoś rzucił maszynie wyzwanie literackie. „Chacie GPT, napisz opowiadanie w stylu Borgesa”, „Chacie GPT, napisz wiersz bliski liryce Herberta”. Biedak Chat wywiązał się z powierzonego zadania na miarę zgromadzonego (skromnego chyba wciąż) arsenału polszczyzny.
Przysłuchuję się opiniom z lewa, prawa, góry i dołu na temat tego, czy sztuczna inteligencja powinna i czy potrafi odnaleźć się w dziedzinie sztuki pięknej, czy udźwignie to zadanie – jak to ujął filozof z kultowego „Rejsu” – bycia twórcą i tworzywem. Sporo mówi się w tym kontekście o możliwościach technologii, mniej o tym, czym w istocie są wytwory kultury artystycznej, czym jest sztuka.
AI w roli artysty – to nie pieśń ostatnich miesięcy, lecz dobrych kilku lat. Warto cofnąć się do roku 2018, by przypomnieć bodaj pierwszy w historii przypadek, gdzie dzieło malarskie stworzyły algorytmy, a następnie ich pracą zainteresował się prestiżowy dom aukcyjny. Mało tego, obraz został sprzedany za, bagatela, 432,5 tys. dolarów. Dzieło nosi tytuł „Portret Edmonda Belamy’ego”. Pan Edmond to postać fikcyjna, a za projektem (seria portretów nieistniejącej rodziny Belamy) stoi grupa artystyczna o nazwie „Obvious”. Jak prezentuje się to dzieło, można zobaczyć TUTAJ.
Ktoś stwierdzi, że kupiec słono przepłacił, bo obraz jest brzydki (a czy sztuka nie ma uosabiać piękna?). Tyle że – w moim przekonaniu – to nie osobiste kryteria piękna decydują o tym, czy coś jest dziełem sztuki czy też nim nie jest.
Ktoś inny z kolei miał wrażenie, że oto patrzy na dzieło rąk ludzkich, a nie maszyny, co miałoby punktować na rzecz walorów artystycznych malowidła. Nasuwa się pytanie – czy ten ktoś przeżył coś głębszego, czy tylko pozostał na etapie wrażenia?
Profesor z bestsellerowej powieści Jaume Cabré „Wyznaję” podobny dylemat ujął następująco: „Czy siła sztuki kryje się w samym dziele, czy w jego oddziaływaniu na człowieka?”. Inny profesor, lecz już nie fikcyjny, znalazł odpowiedź na to pytanie. I tak zdaniem prof. Władysława Tatarkiewicza dzieło sztuki jest „odtworzeniem rzeczy bądź konstrukcją form, bądź wyrażaniem przeżyć, jednakże tylko takim odtworzeniem, taką konstrukcją, takim wyrazem, jakie są zdolne zachwycać, bądź wzruszać, bądź wstrząsać”. Definicja prof. Tatarkiewicza nie skreśla do końca maszyn z udziału w procesie tworzenia. I pozostawia nas z pytaniem, jak SI poradzi sobie z wyrażeniem siebie.
W zeszłą sobotę abp Adrian Galbas przemawiał na Jasnej Górze. Nie, nie do środowiska twórców, a do uczestników Czuwania Odnowy w Duchu Świętym. W jego kazaniu pojawił się również urywek poświęcony sztucznej inteligencji. W bliskiej przyszłości, jak zauważa hierarcha, „kazanie, które napisze mi AI, będzie prawdopodobnie lepsze niż moje kazanie”. Jest jedno ale... Jak zaznaczył arcybiskup, sztuczna inteligencja nigdy nie będzie ewangelizować, „bo nie spotkała nigdy Chrystusa, nigdy Go nie pokochała, nie uwierzyła w Niego, nie potrzebuje Go ani teraz ani w wieczności”. Świadomy różnic między Królestwem Niebieskim a królestwem sztuki myślę, że podobny „dylemat" napotka sztuczna inteligencja, próbując „wyrazić siebie” w artystycznej formule.
Komputery dziś są w wielu dziedzinach sprawniejsze od człowieka. To oczywiste. Czy jednak mogą dorównać nam – tu proszę wybaczyć mi poetycką frazę – w kierowaniu światła w głąb ludzkiego serca czy też w przemawianiu od rzeczy do duszy? Od razu przyznam, cytowałem. „Kierowanie światła...” – tak powołanie artysty rozumiał Schumann. „Przemawianie od rzeczy...” – tak rozumiał istotę sztuki Kandyński. Przywołam jeszcze inne słowa współtwórcy abstrakcjonizmu z jego eseju „O duchowości w sztuce”: „Prawdziwe dzieło sztuki powstaje »z artysty« w sposób tajemniczy, zagadkowy, wprost mistyczny”.
Pora zejść na ziemię. Jeśli współczesnego konsumenta sztuki nie interesuje zagadkowość procesu tworzenia – a może nawet i to, kim jest twórca – a jedynie osobiste wrażenie i natychmiastowe recenzowanie osobistego wrażenia na osobistym profilu społecznościowym, to czy artyści wszelkiej specjalizacji czują już dreszczyk niepokoju spoglądając w przyszłość?
Raczej bać się nie powinni. Stwierdzam tak, wspominając wypad do Sieny. Towarzyszył mi Zbigniew Herbert, ukryty w zbiorze tekstów „Barbarzyńca w ogrodzie”. „Wieża jest wysoka, biała na szczycie jak kwiat, tak że wokół niej niebo nabiega błękitną krwią” – poetycko opisywał to, co widziałem na własne oczy na sieneńskim Il Campo. Być może – dziś lub w niedalekiej przyszłości – odpowiednio nakarmiony poetyką algorytm znajdzie równie interesujące słowa. Czy zrobią na mnie tak silne wrażenie? Przecież nic mnie ze sztucznym autorem nie łączy – żadne dziedzictwo, żadne pokrewieństwo, choćby najmniejszy bagaż doświadczeń.
Przeglądam właśnie ośmiusetstronicowe tomisko poświęcone życiu Zbigniewa Herberta (Andrzej Franaszek, „Herbert. Biografia”). Drugi tom to kolejne niemal tysiąc stron. Portret człowieka z krwi i kości, wielowymiarowego, cienie i blaski jego życia, codzienność zatopiona w konkretnym czasie i miejscu na ziemi, osobiste wybory i charakter pisarza, jego choroba...
Oto wielka tajemnica sztuki.
Piotr Sacha