Modlę się, byśmy wszyscy w czasie tych piekarskich godzin byli dotknięci przez miłość Matki.
To było w czasie ostatniej pielgrzymki z Piekar Śl. na Jasną Górę. Trzy tygodnie temu. Szliśmy jednym strzałem coś koło sześćdziesięciu kilometrów. W nocy. Pielgrzymka „na przekór”. W tym roku dodatkowo zachęciła mnie do niej intencja: za tych, co są w ciemnościach. W ciemnościach duchowych i psychicznych. Zresztą nie da się tych ciemności rozkleić, jak nie da się rozkleić człowieka. Masz mrok w głowie, w duszy, w ciele. Wszędzie. Ty masz mrok, a jeszcze bardziej mrok ma ciebie. Prawie całą drogę gadałem z ludźmi, którzy – ośmieleni ciemnością na zewnątrz – z zaufaniem i bez strachu opowiadali o ciemności wewnątrz, w środku, o tym, jak nie widzą. Czasem od lat, czasem od niedawna. „Mają oczy, ale nie widzą” – całkiem inaczej zabrzmiało mi to zdanie z Ewangelii.
Podszedł także ten mężczyzna. Bolała już jego opowieść o ciemności, nie chciałem sobie nawet wyobrażać, jak bolała sama ciemność. A na koniec powiedział: „W Piekarach, na pielgrzymce, mom takie drzewo, kaj zawsze stoja. Najpierw ida na Rajski Placyk sie wyspowiadać, a potem ida pod to moje drzewo i tam się moga wypłakać. I tak czuja, jak zy mie to wszystko wylatuje. Bo jo je ślonski chop, twardy, zwarty, silny, co wiy, że cza robić, a nie godać i sie smolić… Zawsze żech słyszoł, że chop wszystko biere na klata. Za bajtla łojciec rano wstoł, sznity narychtowane, nic nie godoł, szoł do roboty. Wiadomo, na gruba. Przyszoł, zjod, potym się legnoł, wypioł kawa, szoł do piwnicy abo do królików, latem patrzoł na gołymbie, we wieczór na telewizor i szybko szoł spać, bo rano zaś cza boło iść. Mało godoł. Bardzo mało. Ale to mi powtorzoł czynsto: że chop wszystko biere na klata… No to biera, a w Piekarach czuja, że to Łona mie biere na klata, i bez to rycza pod tym moim drzewem…”.
Długo szliśmy w ciemnościach. I w milczeniu…
W tym roku w czasie majowej pielgrzymki dziękujemy za Pielgrzyma, który przyjeżdżał do Piekar wielokrotnie, a szczególnie za tę jego pielgrzymkę, która była dokładnie czterdzieści lat temu. Na Muchowcu. Miał tam ważne przemówienie o pracy, o „szczęść Boże”, ale przede wszystkim o Niej jako Matce Miłości i Sprawiedliwości Społecznej. Mówił w imieniu pokrzywdzonych przez system, w imieniu robotników traktowanych jak pionki, jak rzeczy, którzy nie są ważni, nie muszą więc mieć praw. Można ich wykorzystywać! W tamtym czasie jako nastolatek przeżywałem początek swojego religijnego przebudzenia. Słuchałem tego, co papież mówił. Do wielu zdań często potem wracałem. Także do tych z Muchowca. Na przykład do tego: „Człowiek (…) nie jest w stanie pracować, gdy nie widzi sensu pracy, gdy ten sens przestaje być dla niego przejrzysty, gdy zostaje mu przesłonięty”, albo do tego: „Praca posiada swoją zasadniczą wartość dlatego, że jest spełniana przez człowieka”, albo do tego: „Miłość jest większa od sprawiedliwości”. A najbardziej do tego, które też najbardziej lubię: „Trzeba (…), ażeby naprawdę miłowany był człowiek!”. Papież powiedział, że ta miłość ma być „naprawdę”, to znaczy, że zdarza się tak, iż człowiek jest kochany nie naprawdę, lecz na niby, sztucznie; słyszy tylko o miłości, ale wie, czuje, że to są jedynie dźwięki. Że ta miłość nie jest naprawdę. I papież powiedział, że „trzeba”. Trzeba, aby człowiek był kochany. Że miłość to nie jest sprawa drugorzędna, dowolna, że to jest konieczność, coś jak tlen, jak woda, jak chleb… Że bez miłości się nie da…
Proste, oczywiste, a jakie trudne. I jakie aktualne! Tyle się zmieniło przez te czterdzieści lat – w świecie, w Kościele – a to zdanie brzmi mi dzisiaj świeżo i pewnie…
Trzeba, aby człowiek był naprawdę kochany. Najpierw przez siebie samego, a potem przez tych, co obok.
Właśnie to zdanie przypomniałem sobie tamtej nocy, gdy szliśmy w milczeniu, w ciemności nocy i w ciemności życia.
Dziś spotykamy się Piekarach. Nie będę wyglądał, pod którym drzewem stoi mój brat z nocy, zresztą może stoi pod każdym, uwalniając się choć trochę od ciężaru niekochania. Modlę się, byśmy wszyscy w czasie tych piekarskich godzin byli dotknięci przez miłość Matki. Ona to zdanie z Muchowca spełnia świetnie i absolutnie. Nie ma mikrosekundy, by nie kochała naprawdę. Ona na klacie ma już Jednego Mężczyznę, ale spokojnie weźmie jeszcze Ciebie i mnie, ślonskich chopów, co to wszystko zwykle bierom na klata.
Tekst pochodzi z „Gościa Piekarskiego”, specjalnego wydania na męską pielgrzymkę do Piekar w 2023 r.
Abp Adrian Galbas SAC