Cieszę się, że redakcja „Gościa Niedzielnego” podjęła dyskusję o problemach poruszanych w mojej książce „Cena przetrwania? SB wobec »Tygodnika Powszechnego«”. Niestety, tekst Marka Skwarnickiego („Bez ogródek”, GN 9/2011) w znacznej części składa się z nieporozumień.
Nie jest prawdą, że domagałem się od niego przeprosin w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. W wywiadzie dla RMF FM nie powiedziałem też, iż notatka SB z 1984 roku, stwierdzająca, że TW „Seneka” odmawia informowania o sytuacji w Watykanie, jak pisze Skwarnicki, „może oznaczać, że przez wiele lat informowałem o Watykanie”. Powiedziałem, że z notatki tej nie wynika, iż wcześniej TW „Seneka” odmawiał takich informacji. Różnica jest zasadnicza. Zresztą istnieje dokument wcześniejszy niż owa notatka z 1984 r., wedle którego TW „Seneka” udzielał informacji o Janie Pawle II w 1979 r. („Cena przetrwania?”, s. 399).
Kilka sprostowań
Nie są też prawdziwe podane przez Marka Skwarnickiego okoliczności jego odejścia z „Tygodnika”. Poeta pisze: „Zwolniłem się z pracy i wykreśliłem z zespołu w roku 1991, w momencie gdy nowa grupa redaktorów z Romanem Graczykiem przyjęła program liberalno-antyklerykalny”. Fakty są inne. Wprawdzie młodsza część redakcji TP opowiadała się za bardziej krytycznym opisem pozycji Kościoła, ale te postulaty zostały znacznie stępione jeszcze przed odejściem Skwarnickiego. Co do mojej osoby, to – istotnie – chciałem „Tygodnika” bardziej niezależnego od presji Kościoła, ale ponieważ kierownictwo redakcji nie było gotowe do zmian, odszedłem z redakcji w 1991 r. Nigdy też nie taiłem, że to był spór głównie z Turowiczem. M. Skwarnicki w opisie tej sytuacji myli się w dwóch punktach. Po pierwsze nie mówi, że był w fundamentalnym sporze z Turowiczem. I nie mówi, że kiedy on odchodził z redakcji, mnie już tam nie było. Wbrew temu, co pisze, jego odejście z TP nastąpiło nie w 1991, ale w 1992 r. Jeden rok robił wtedy różnicę, bo Skwarnicki nie może powiedzieć, że odchodził z TP z obawy przed strasznym Graczykiem.
M. Skwarnicki odmówił autoryzacji wywiadu, jakiego mi udzielił na potrzeby książki. Uszanowałem jego decyzję. Kiedy jednak teraz powiada, że wywiad zredagowany był tak, „jakby to zrobił oficer SB”, to rzuca przeciwko mnie najcięższe oskarżenie w poczuciu całkowitej bezkarności, skoro treść nie jest publicznie znana. Pytałem go o sprawy niekiedy odległe od jego spotkań z oficerami SB, ponieważ założyłem sobie, że o osobach uwikłanych we współpracę z SB nie piszę tak, żeby je zredukować do tego uwikłania. Przeciwnie – pokazuję (na ile to możliwe) całe ich życie. Także w rozdziale poświęconym M. Skwarnickiemu piszę o tym dużo, z uznaniem dla jego dokonań i ze zrozumieniem dla jego ciężkich przeżyć. Kto ciekaw, niech przeczyta w „Cenie przetrwania?” rozmowę z Haliną Bortnowską. Na takiej samej zasadzie jest skonstruowana rozmowa z M. Skwarnickim. W sytuacji tak ciężkiego zarzutu apeluję do M. Skwarnickiego, aby zgodził się na ujawnienie tego materiału. Wtedy wszyscy się przekonają, czy rzeczywiście jest zredagowany, „jakby to zrobił oficer SB”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.