Czy da się modlić za sprawcę zła, nie zaprzeczając rodzącej się w nas chęci zemsty?
09.05.2023 14:51 GOSC.PL
Wczorajsze media społecznościowe zdominowała informacja o śmierci 8-letniego Kamila, zakatowanego przez ojczyma. W komentarzach, obok zimnego wykorzystywania śmierci chłopca do kampanii wyborczej, do którego ochoczo przystąpili politycy różnych opcji i obok pytań – zasadnych! – o to, kto ponosi winę, że Kamil tyle lat przebywał pod opieką ojczyma, który był jego katem, pojawia się wiele wpisów wyrażających bezsilną złość na to, co się stało. Padają wezwania do przywrócenia kary śmierci, najlepiej wymierzanej publicznie. Z każdą godziną opisy tortur, którym powinni zostać poddani oprawcy chłopca, stają się coraz bardziej drastyczne. Znany publicysta stawia pytanie: „Po co to coś będzie dalej żyło? Nie człowiek, tylko to coś. Nawet nie zwierzę, tylko to coś. Obrzydliwy zlepek komórek, o których można powiedzieć, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby się nigdy nie zlepiły”. Nienawiść eskaluje i można przypuszczać, że gdyby sprawca nie znajdował się obecnie w areszcie, tłum dokonałby na nim samosądu.
Kiedy usłyszałam o śmierci Kamila, kiedy kolejny raz przeczytałam o rzucaniu nim na rozpalony piec, nieleczonych złamaniach i innych okrucieństwach, zadawanych mu przez ojczyma, też nie mogłam powstrzymać emocji. „To jest ten poziom zła, do którego nie sięga moja umiejętność modlitwy za nieprzyjaciół” – rzuciłam do kolegów, wpatrując się w ekran telewizora. Jezusowe wezwanie do miłości nieprzyjaciół wydawało mi się w tym momencie czymś absolutnie nieosiągalnym.
Gdy jednak emocje trochę opadły, zaczęłam zastanawiać się, jaka powinna być chrześcijańska reakcja na tak potworne zło. Zemsta? Śmierć za śmierć? W Ewangelii tego nie znajdę. Czy jednak w takim razie mam udawać, że nic się nie stało i jakby nigdy nic recytować Bogu piękne słowa modlitwy, dusząc w sobie swoje emocje? To też nie jest dobra droga. Ks. Krzysztof Grzywocz podkreślał, że to, co nie jest włączone do modlitwy, nie rozwija się w nas poprawnie. „Życie duchowe jest bardzo uczuciowe, bo więź człowieka z Bogiem jest więzią bardzo uczuciową. Cały człowiek powinien być miejscem dialogu z Bogiem. Gdyby wyłączyć uczucia, ten dialog byłby niemożliwy” – podkreślał. W modlitwie nie chodzi więc o to, żeby być poprawnym, ugrzecznionym i mówić to, co się Panu Bogu – naszym zdaniem – powinno podobać. W modlitwie mam stawać przed Bogiem – Ojcem, Przyjacielem, Towarzyszem mojego życia – z tym wszystkim, co przeżywam, z całą prawdą o sobie, z emocjami. I to nawet tymi najtrudniejszymi: zalewającą mnie złością, poczuciem bezsilności wobec zła, nawet nienawiścią wobec jego sprawcy.
Ks. Wojciech Węgrzyniak wylicza cztery biblijne poziomy reagowania na zło. Pierwszy reprezentuje Lamek, który za swoją krzywdę chce wielokrotnej odpłaty: „Gotów jestem zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani,
i dziecko - jeśli mi zrobi siniec! Jeżeli Kain miał być pomszczony siedmiokrotnie,
to Lamek siedemdziesiąt siedem razy!»” (Rdz 4, 24). Nieco dalej idzie Księga Wyjścia, która wskazuje, że konsekwencje dla sprawcy mają być dokładnie takie same jak krzywda ofiary: „życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, oparzenie za oparzenie, ranę za ranę, siniec za siniec” (Wj 21, 23-25). Najwyższym stopniem jest z kolei Chrystus, wołający w Ewangelii: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają” (Łk 6, 27-28).
Jeśli jednak poziom Ewangelii nie jest dla mnie w danej chwili jeszcze osiągalny, jeśli czuję, że wypowiadając słowa takiej modlitwy postępowałabym wbrew sobie, bo emocje są zbyt silne, z pomocą przychodzą biblijne Psalmy. W nich znaleźć można wszystko: gniew, żal, bezsilność, ba – nawet wzywanie Boga, by wymierzył okrutną zemstę sprawcom. Autorzy natchnieni nie silą się na ugładzone słowa. Trzy z nich otrzymały nawet miano psalmów złorzeczących, ze względu na okrutne opisy w nich zawarte:
Boże, zetrzyj im zęby w paszczy;
Panie, połam zęby lwiątkom!
Niech się rozejdą jak spływające wody,
niech zwiędną jak trawa na drodze.
Niech przeminą jak ślimak, co na drodze się rozpływa,
jak płód poroniony, co nie widział słońca.
Zanim ich ciernie w krzak się rozrosną,
niech powiew burzy go porwie, póki jest zielony.
Sprawiedliwy się cieszy, kiedy widzi karę,
myje swoje nogi we krwi niegodziwca.
A ludzie powiedzą: «Uczciwy ma nagrodę;
doprawdy, jest Bóg, co sądzi na ziemi».
Tyle Psalm 58. W Psalmie 83 zaś czytamy:
O Boże mój, uczyń ich podobnymi do źdźbeł ostu,
do plew gnanych wichurą.
Jak ogień pożera lasy,
jak pożoga wypala góry,
tak ich ścigaj Twoją nawałnicą
i burzą Twoją wpraw ich w zamieszanie!
Okryj hańbą ich oblicze,
aby szukali imienia Twego, Panie!
Niech wstyd i trwoga ogarną ich na zawsze,
niech będą pohańbieni i zginą!
Niechaj poznają Ciebie i wiedzą,
że tylko Ty, który sam jeden masz Jahwe na imię,
jesteś Najwyższy nad całą ziemią.
Po lekturze takich słów można zastanawiać się, czy życzenie komuś zła ma być modlitwą? Ano może, bo Bóg przyjmuje nas takimi, jakimi jesteśmy, z całym naszym bogactwem emocji. Modląc się w ten sposób, rezygnuję z wymierzania sprawiedliwości, przekazując to zadanie w ręce Boga. Swoją bezsilną złość, że bezbronne dziecko tak bardzo cierpiało mogę wyrazić na różne sposoby. Mogę napisać posta ze szczegółowym opisem zemsty, jakiej chciałabym dokonać – choć wiem, że realnie nic z tych rzeczy nie mogę zrobić, a kolejne wpisy tylko podkręcają atmosferę. Mogę tę swoją złość przenieść na innych – odnosząc się z agresją do domowników, współpracowników, sąsiadów – nakręcając tylko spiralę nienawiści. Mogę też stanąć przed Bogiem i wykrzyczeć Mu: „nie widzisz, co się dzieje? Co ten człowiek zrobił? Zrób coś, zemścij się na nim, ZAREAGUJ!”. Albo sama zrobię komuś krzywdę, albo zostawię to Panu Bogu – „Ty, Boże, zrób coś z nim”.
To oczywiście nie oznacza, że wyrażona przeze mnie prośba o Bożą zemstę zostanie dosłownie wysłuchana. Jasno ujęła to Papieska Komisja Biblijna, która w wydanym w 2014 roku dokumencie „Natchnienie i prawda Pisma Świętego” pisze w 130. punkcie: „W modlitwie złorzeczącej nie dokonuje się jakaś akcja magiczna, która miałaby bezpośredni wpływ na nieprzyjaciół modlącego się. Człowiek wierzący powierza natomiast Bogu zadanie realizowania tej sprawiedliwości, której nikt na ziemi nie jest zdolny zaprowadzić. Jest w tym wyrzeczenie się zemsty osobistej (Rz 12,19; Hbr 10,30). Co więcej, w ten sposób wyraża się wiarę w interwencję Boga adekwatną do ciężaru sytuacji i całkowicie w syntonii z naturą Boga. Wyrażenia używane przez osobę, która się modli, wydają się dyktować Bogu to, co ma robić, ale właściwie rozumiane w istocie odnoszą się tylko do pragnienia, aby zło zostało zniszczone, i by ludzie uniżeni i pokorni mieli dostęp do życia. Prosi się, żeby to wydarzyło się w historii jako objawienie się Pana (Ps 35,27; 59,14; 109,27) oraz jako mediacja, która ma służyć nawróceniu osób skłonnych do przemocy (Ps 9,21; 83,18-19)”.
Właśnie – bo ostateczną intencją takiej modlitwy jest wołanie o nawrócenie sprawcy. O to, aby zrozumiał ogrom zła, jakiego się dopuścił i swoim życiem starał się je odpokutować, a po tej pokucie – odbytej na tym świecie i pewnie w przyszłym – mógł dostąpić zbawienia. Trudne? Bardzo. Ale Jezus zapowiedział, że Jego droga nie będzie prosta: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien – powiedział. A wołając z krzyża „wybacz im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią”, wskazał kierunek, do którego mamy dążyć.
Agnieszka Huf