Kilkaset osób uczestniczyło w poniedziałek w wiecu informacyjnym w Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni. Podczas zebrania związki zawodowe działające w stoczni poinformowały załogę m.in. o braku porozumienia z zarządem w sprawie zwolnienia ok. 400 osób.
Od grudnia 2009 r. stocznia Marynarki Wojennej znajduje się w stanie upadłości układowej. W 2010 roku zwolniono ok. 200 osób, teraz pracuje 1068 osób. Ponadto stoczniowcy nie otrzymali w terminie wynagrodzeń za tegoroczny styczeń i luty.
Przewodniczący Solidarności w stoczni Mirosław Kamieński powiedział PAP, że związki zawodowe i zarząd stoczni nie osiągnęły porozumienia w sprawie zwolnienia 40 proc. zatrudnionych.
Przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Wojska Tadeusz Mirkiewicz wyjaśnił, że związkowcy domagali się zmniejszenia liczby osób przewidzianych do zwolnienia, a dla zwalnianych chcieli odpraw wyższych niż +kodeksowe+. Jak powiedział, "żaden z postulatów nie został spełniony, bo stocznia nie ma pieniędzy".
"Pracodawca +nie otworzył się+ nawet w minimalnym stopniu, w związku z czym nie doszło do porozumienia, a pracodawca wydał regulamin, według którego ma przeprowadzić redukcje zatrudnienia" - dodał Kamieński. Jego zdaniem procedura rozmów na temat zwolnień i wydanie regulaminu odbyły się z naruszeniem prawa.
Działacz poinformował, że w terminie pracownicy stoczni otrzymali tylko zaliczkę wynagrodzenia za luty w wysokości 1 tys. zł. Podkreślił, że teraz związkowcy przede wszystkim "muszą wyegzekwować należne pracownikom wynagrodzenia, bo ludzie już długo czekają na pieniądze". Dalsze działania w obronie miejsc pracy związkowcy uzależniają od wypłaty pieniędzy.
Prezes stoczni Roman Kraiński powiedział PAP, że stoczniowcy otrzymają wyrównanie pensji za luty razem z wypłatą za marzec, czyli 6 i 10 kwietnia. Zaznaczył, że nie uczestniczył w poniedziałkowym wiecu, bo - jego zdaniem - takie działania szkodzą firmie będącej w upadłości układowej. "Nie mogę załodze nic obiecywać, bo nie ode mnie to zależy; ja tak samo walczę o przetrwanie" - powiedział.
Wyjaśnił, że "musi zwolnić część załogi; 65 procent kosztów firmy stanowią wynagrodzenia i bez tych zwolnień dojdzie do likwidacji stoczni".
Odnosząc się do zarzutu związkowców o naruszeniu prawa w czasie procedury zwolnień, odpowiedział, że w ocenie prawników zarządu wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
Powiedział, że w przyszłym miesiącu grupa ok. 200 osób otrzyma wypowiedzenia -głównie pracownicy z administracji i działów pomocniczych. "Redukcja najmniej dotknie pracowników produkcyjnych" - dodał. Kolejne wypowiedzenia będą wręczane w następnych miesiącach, w zależności od sytuacji zakładu.
Związkowcy uważają, że obecna sytuacja zakładu jest skutkiem m.in. źle prowadzonej przez zarząd kontraktacji zleceń dla stoczni.
Prezes uważa, że trudna sytuacja zakładu jest m.in. efektem zmiany rynku na zamówienia wojska. "Mamy małą marynarkę, mamy mało pieniędzy, jest mało remontów wojskowych i w tej sytuacji jesteśmy zmuszeni zmniejszyć liczbę pracowników oraz przechodzić na rynek cywilny" - tłumaczył. Podkreślił, że stocznia jest "ogromnie nierentowna i niekonkurencyjna".
Obecnie stocznia ma kontrakty m.in. z Wietnamem i Indonezją na budowę żaglowców oraz kontrakt na remont jednego statku. Razem ze stocznią Nauta spółka planuje też remontować okręty podwodne typu "Kobben".
Zakład ma ponad 800 wierzycieli. Nie jest podawana do publicznej wiadomości kwota całkowitego zadłużenia. Zarząd zakłada, że w najbliższych miesiącach Zgromadzenie Wierzycieli podejmie decyzję o zawarciu układu upadłościowego.
Ponad 99 proc. akcji stoczni Marynarki Wojennej posiada Agencja Rozwoju Przemysłu; pozostałymi dysponuje Ministerstwo Obrony Narodowej. Stocznia - oprócz zamówień MON - realizowała także kontrakty m.in. dla Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR oraz dla zleceniodawców z Belgii, Wielkiej Brytanii i Norwegii. (PAP)