Uważam, że to, co się stało w ostatnich tygodniach, było przejawem manipulacji. Jednak od tego, co się stało, gorsze są jego skutki. Oto symbol jedności został zamieniony w symbol podziału. Kto teraz nas połączy?
15.03.2023 09:15 GOSC.PL
Co się stało w ostatnich tygodniach? Dane są następujące. Po pierwsze, mniej więcej w tym samym czasie kilka mediów przedstawiło materiały obciążające kard. Karola Wojtyłę. Centrum tego procesu stanowiły, promowane przez media, dwie publikacje: książka „Maxima culpa” oraz (reklamujący ją) telewizyjny reportaż „Franciszkańska 3”. Po drugie, powyższe materiały zawierają następujące proporcje: trochę faktów, więcej hipotez, jeszcze więcej insynuacji. Udokumentowano przestępstwa seksualne czterech księży pracujących w okresie PRL-u. Wysunięto (podaną jako pewnik) hipotezę, że „tuszował” je kard. Wojtyła (choć tak naprawdę obciąża go co najwyżej jeden list). Insynuowano (w sposób coraz bardziej spekulatywny), że czynił on tak pod wpływem (rzekomej) wiedzy o (rzekomych) niemoralnych zachowaniach kard. Sapiehy. Po trzecie, w materiałach zastosowano znane techniki manipulacyjne. Oto niektóre z nich:
(1) metoda narracji pod tezę: dostajemy wybór (pełnych luk lub znaków zapytania) informacji oraz ich jedną z możliwych (ale traktowaną jako jedynie wiarygodną!) interpretację;
(2) metoda cienia: widzimy poważne zło tylko u ludzi z otoczenia kard. Wojtyły, ale nasze negatywne emocje są przenoszone z nich na niego (towarzyszy temu szantaż emocjonalny: współczujesz ofiarom, powinieneś obarczyć winą kard. Wojtyłę);
(3) suspens: dawkowanie informacji lub sugestii jest stopniowane tak, by podtrzymywać napięcie i podgrzewać skalę podejrzeń (finałem jest – najsłabiej udokumentowana, ale najdalej idąca – sprawa kard. Sapiehy);
(4) pomijanie informacji znaczących, np. w reportażu milczy się o występkach Remberta Weaklanda – kluczowego świadka w sprawie;
(5) oddziaływanie na podświadomość, np. w reportażu wspomina się o bliżej nieokreślonych samobójstwach, po czym pojawia się obraz cmentarza z przejmującą muzyką w tle.
Pomijam inne kwestie, także drugorzędne – takie jak sprytny dobór aktorów, na czele z dynamicznym Tomaszem Terlikowskim w życiowej roli Wielkiego Inkwizytora.
Czytaj też: Pakt na rzecz prawdy o Janie Pawle II
Ktoś powie: trzeba było zastosować powyższe techniki, aby opinia publiczna zbliżyła się do prawdy i oddała sprawiedliwość ofiarom. Nie zgadzam się z tym: wybiórcze informacje oraz jednostronne interpretacje (stopione w jedną ahistoryczną i pozbawioną krytycznej analizy źródeł narrację) nie przybliżają do prawdy. Co gorsza, nakłanianie ofiar do publicznego opowiadania o swojej tragedii nie jest formą oddawania sprawiedliwości. Nie jest nią także szukanie kozła ofiarnego, na którego dodatkowo zrzuca się najgorsze winy innych. Natomiast prawdą jest, że na materiały antypapieskie można też spojrzeć od strony pozytywnej: można potraktować je jako wezwanie do budowania pogłębionej i realistycznej, a nie tylko hagiograficznej i wyidealizowanej biografii św. Jana Pawła II oraz historii Kościoła okresu PRL-u. Pamiętać jednak należy, że (wbrew naszej skłonności do upraszczania) ich adekwatny obraz zawsze będzie złożony, a gwałtowne przechodzenie od obrazu białego do obrazu czarnego nie przybliża nas do prawdy.
Jakie są skutki tego, co się stało? Głównym z nich jest (być może zamierzona przez menadżerów mediów) społeczna polaryzacja. W ten sposób doszło do sytuacji najgorszej z możliwych: Jan Paweł II, czyli symbol, który łączył i ze swej natury powinien łączyć (nie tylko wierzących!), zaczął dzielić. Ściślej: sprawiono, że zaczął dzielić. Mniej ważne jest to, kto na tym zyska, a kto na tym straci (być może pomylono się tu w kalkulacjach, choć nie wiadomo, na jak długo kalkulowano). Ważniejsze jest to, że w ostatecznym rozrachunku stracimy wszyscy jako Polacy. Rozdzierając Jana Pawła II i dzieląc się przez niego, staniemy się – wbrew jego przesłaniu – jeszcze bardziej podzieleni. I nie będziemy już mieli nikogo, kto w chwilach trudnych nas połączy.
Owszem, proces „odjaniepawlenia” Polski i deautorytetyzacji św. Jana Pawła II trwa długo. Jest też skorelowany z innymi procesami, zwłaszcza z procesami laicyzacyjnymi. (Zachodzi tu sprzężenie zwrotne: ujawnianie – realnych lub fikcyjnych, większych lub mniejszych – słabości Kościoła napędza laicyzację, a ona sprawia, że coraz więcej ludzi gorliwie szuka tych słabości). Teraz jednak ów proces osiągnął swój szczyt i nie może zostać odwrócony. Jan Paweł II będzie symbolem już tylko części Polaków, a nawet tylko części wierzących Polaków. Nawet gdy będzie to część wielka, jej nadrzędna całość straci swoje kulturowe spoiwo.
Czy można było tej sytuacji uniknąć? Jedni piszą: zamiast rozdawać kremówki, trzeba było tłumaczyć encykliki. Inni dodają: zamiast budować pomniki lub totemy, trzeba było tworzyć realistyczny portret. Jeszcze inni wtórują: zamiast wpadać w triumfalizm, trzeba było formować ewangeliczną troskę o innych. Owszem, można i trzeba było mądrzej, głębiej i wrażliwiej, ale „mądry Polak po szkodzie”. Poza tym takie krytyki (nawet gdyby zgodzić się na przywoływane, choć wyolbrzymione, w nich fakty) są nierealistyczne: kultura masowa jest kulturą uproszczeń. I niesprawiedliwe: na tle współczesnej pustyni aksjologicznej nawet uproszczone wzywanie do dobra jest czymś. A na tej pustyni zostanie zniszczony każdy prorok, nawet gdy w tym celu trzeba będzie posłużyć się chwilowo ideą dobra.
Co nam pozostaje? Próbować scalać to, co można jeszcze scalić. Jan Paweł II uczył nas przecież, że Polska to „Ziemia trudnej jedności. Ziemia ludzi szukających własnych dróg. / Ziemia długiego podziału […]. / Ziemia poprzez rozdarcie zjednoczona w sercach Polaków / jak żadna”.
Jacek Wojtysiak