Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich zarekomendowała w środę uchylenie immunitetu szefowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu, o co wnioskował b. wicepremier i lider LPR Roman Giertych - poinformował szef komisji Jerzy Budnik (PO).
Sprawa dotyczy wywiadu Giertycha dla "Rzeczpospolitej" z 2010 roku, w którym powiedział, że za rządów PiS Kaczyński zbierał "haki" na politycznych rywali. Prezes PiS złożył wtedy pozew, zarzucając Giertychowi kłamstwo. Ten z kolei oskarżył Kaczyńskiego o zniesławienie. Założył sprawę cywilną i wniósł również o sprawę karną. Ta jednak jest zawieszona ze względu na immunitet Kaczyńskiego.
Szef PiS podtrzymał w czwartek swą wcześniejszą zapowiedź, że w tej sprawie sam nie zrezygnuje z immunitetu oraz ocenę, że w całej sprawie chodzi o "zastosowanie pewnego chwytu prawniczego".
Uzasadniając swój wniosek Giertych podkreślał, że "nie jest jego intencją ściganie kogokolwiek z byłych koalicjantów czy przeciwników politycznych". Jak zaznaczył, mówiąc o przyczynach rozpadu koalicji rządowej PiS-Samoobrona-LPR w 2007 roku "powtarzał informacje, które były przekazywane jemu i innym osobom w ramach współpracy z PiS". "Jarosław Kaczyński w wywiadzie zasugerował, że istnieją informacje poufne, które dyskredytują Radosława Sikorskiego z pretendowania na urząd prezydenta. Pytany przez dziennikarzy powtórzyłem te rzeczy, które mówiłem od 2007 roku" - dodał.
Powiedział, że wówczas na jego wypowiedzi Kaczyński po raz pierwszy zareagował "zarzucając mu publicznie kłamstwo" i zapowiedział skierowanie przeciwko niemu sprawy sądowej.
Giertych tłumaczył, że był zmuszony skierować przeciwko Kaczyńskiemu sprawę karną dlatego, że "sprawy, o których mowa i których prawdziwość został zmuszony udowadniać, mają charakter związany z prawem karnym". "Uzyskanie dokumentów do procesu cywilnego jest niemożliwe ze względu na zapisy prawa, które uniemożliwiają w procesach cywilnych uzyskanie dokumentów z prokuratury" - zaznaczył. Jak dodał, dokumentów, które były zbierane przez różne prokuratury "do żadnego procesu cywilnego nikt nie wyda".
Giertych powiedział, że Kaczyński "zaprzeczając zbieraniu +haków+ mijał się głęboko z prawdą". "Moja wiedza pochodzi wyłącznie od pana premiera (Kaczyńskiego - PAP). Nie miałem innego źródła informacji na ten temat" - zapewnił.
Kaczyński zwrócił z kolei uwagę, że zrzekł się immunitetu w sprawie, którą wytoczył przeciwko niemu były minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS Janusz Kaczmarek.
"W tym wypadku jest inaczej tylko wyłącznie z jednego powodu. W tym przypadku mamy do czynienia nie z próbą normalnego sądowego dochodzenia swoich racji, do czego każdy ma prawo, ale chodzi o zastosowanie pewnego chwytu prawniczego. W tym ewentualnym procesie osobą, która musiałaby udowadniać, że czegoś nie robiła będę ja. To jest nieporównanie trudniejsze niż udowodnienie, że się coś robiło" - podkreślił prezes PiS.
"W przypadku pana Kaczmarka zadecydowałem, że nie powinienem się zasłaniać immunitetem, powinienem bronić swoich racji. Tutaj mamy do czynienia z sytuacją inną" - uważa Kaczyński, który nie został na całym posiedzeniu komisji.
W późniejszej dyskusji wiceszefowa komisji regulaminowej Barbara Bartuś (PiS) powiedziała, że Giertych próbuje "sprytnie wprowadzić komisję w błąd" i dlatego komisja powinna zarekomendować jego wniosek negatywnie. Jak mówiła, jest to wniosek "czysto polityczny". "Komisja naciskowa przez trzy lata szuka co złego zrobił rząd Jarosława Kaczyńskiego i niczego nie udowodniła" - powiedziała Bartuś.
Z kolei Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO) była zdania, że jedynym miejscem, gdzie możne zapaść rozstrzygnięcie w takiej sprawie jest sąd. "Dla jakości debaty publicznej, jeśli sprawa do sądu trafiła, to niech to sąd rozstrzygnie" - dodała.