Ignacy Łukasiewicz, aptekarz, założyciel pierwszej na świecie kopalni ropy i twórca lampy naftowej. Podróżując przez tereny, na których działał ponad sto lat temu, zauważymy zaskakująco dużo jego pomników i innych śladów pamięci o nim.
Podróż do początków przemysłu naftowego i gazowniczego musimy rozpocząć w miejscu, gdzie wciąż czuć zapach paliwa. Nie są to jednak arabskie pustynie czy dymiące wieże Baku. Lesiste wzgórza i kręta droga prowadząca do kopalni w podkarpackiej Bóbrce niedaleko Krosna to miejsce, gdzie wszystko się zaczęło. Poruszające się w górę i w dół tzw. kiwony, pompujące do dziś czarne złoto po bokach drogi, i żółte zawory gazu świadczą, że cel jest już blisko. Z oddali widać wysokie wieże wiertnicze, ciężarówki, gąsienicowe zielone pojazdy i duże budowle w kształcie walca, przypominające magazyny gazu. Mimo że na terenie kopalni wciąż wydobywa się niewielkie ilości węglowodorów, to jest ona przede wszystkim siedzibą Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego. To tu Ignacy Łukasiewicz, Tytus Trzecieski i Karol Klobassa-Zrencki założyli pierwszą na świecie kopalnię ropy naftowej i zaczęli przetwarzać wydobywany surowiec na skalę przemysłową.
Aptekarz
Najmłodszy syn Józefa Łukasiewicza i Apolonii ze Świetlików przyszedł na świat 8 marca 1822 roku we wsi Zaduszniki niedaleko Mielca. Na chrzcie dano mu trzy imiona: Jan Boży, Józef, Ignacy. W wieku 8 lat wraz z rodzicami przeprowadził się do Rzeszowa. W 1836 roku zmarł ojciec rodziny, co mocno pogorszyło jej sytuację finansową. Zdecydowano, że starszy z synów, Franciszek, będzie się uczył dalej, a Ignacy musi pójść do pracy. Na szczęście trafił do apteki Antoniego Swobody w Łańcucie. Właściciel postanowił nauczyć go zawodu farmaceuty. Po czterech latach Ignacy został pomocnikiem aptekarskim i rozpoczął pracę w aptece Edwarda Hübla w Rzeszowie. Dzięki temu mógł być bliżej chorej matki i wspomagać ją finansowo.
Poza pracą aptekarską Łukasiewicz zaangażował się w działalność niepodległościową. W 1845 roku przystąpił do patriotycznego spisku, zbierając informacje o siłach zbrojnych austriackiego zaborcy. Władze szybko wykryły konspiratorów i 19 lutego 1846 roku młody Łukasiewicz został aresztowany pod zarzutem zdrady stanu. Umieszczono go w więzieniu we Lwowie, skąd dopiero 27 grudnia 1847 roku został zwolniony. Władze nakazały mu jednak pozostać we Lwowie. Po 8 miesiącach szukania pracy trafił do renomowanej Apteki pod Gwiazdą Piotra Mikolascha. Miała ona świetnie wyposażone laboratorium, w którym Ignacy mógł rozwijać swoje chemiczne zainteresowania. Dzięki pomocy pracodawcy udało mu się nawet wyjechać na studia do Krakowa i Wiednia, skąd wrócił z tytułem magistra. Mikolasch ze swoimi pracownikami, Łukasiewiczem i Janem Zehem, postanowił produkować i sprzedawać lek na choroby skóry, zwany Oleum Petrae album, wcześniej wytwarzany z ropy we Włoszech. Popyt na lek był niewielki ale prace nad ulepszeniem substancji zaowocowały stworzeniem… dobrej jakościowo nafty oświetleniowej.
Ignacy zaprojektował odpowiednią lampę i zlecił jej wykonanie blacharzowi Adamowi Bratkowskiemu. – Z powodu grubych metalowych ścianek i niewielkiego okienka zasłoniętego miką zwana jest żartobliwie pancerną lampą – wyjaśnia Marzena Sysak z Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza w Bóbrce. Mika to minerał, który przepuszczał światło i chronił płomień przed zgaśnięciem. Później blacha i mika zostały zastąpione szkłem. Po raz pierwszy nowe lampy zapłonęły w witrynie Apteki pod Gwiazdą, ale ważniejsza data to 31 lipca 1853 roku. Tego dnia, a właściwie tej nocy, na stół operacyjny we Lwowie trafił Władysław Cholecki. Doktor Zaorski nie musiał czekać do rana, bo salę operacyjną oświetlały właśnie lampy naftowe, i uratował pacjentowi życie. Data ta jest uważana za symboliczny początek polskiego przemysłu naftowego.
Najstarsza kopalnia
Ignacy Łukasiewicz przeniósł się następnie do Gorlic. Chciał być bliżej złóż ropy, aby dalej prowadzić nad nią badania i ulepszać swoją lampę. Wydzierżawił aptekę i zaangażował się w zwalczanie szalejącej wtedy epidemii cholery. W mieście znajdziemy niezwykły ślad po jego działalności. Przy ruchliwym skrzyżowaniu stoi pękata kapliczka z lampą na wysięgniku. To pierwsza na świecie naftowa latarnia uliczna.
W 1854 roku do Łukasiewicza przyjechał Tytus Trzecieski z buteleczkami z olejem skalnym spod Krosna. Jeziorka tego płynu rozlewały się w okolicach Bóbrki, należącej do Karola Klobassy-Zrenckiego. Tych trzech panów miało wkrótce odmienić świat. Założyli spółkę, w której Łukasiewicz dał wiedzę, Trzecieski kapitał, a Klobassa-Zrencki ziemię. Na środku muzeum stoi obelisk z datą 1854 i informacją o założeniu tu pierwszej kopalni oleju skalnego – tak dawniej nazywano pojawiającą się już od wieków na powierzchni czarną maź. – Obelisk postawiono dokładnie w miejscu, gdzie rozlewała się ropa, a tak zwani łebacy zbierali ją łozinami lub końskim włosiem do wiader – tłumaczy Marzena Sysak. Gdy powstała kopalnia, zaczęto kopać szyby. Były to kwadratowe studnie, nad którymi stał trójnóg. Do niego podwieszone było wiadro, a w nim robotnik, który pogłębiał otwór, aż ze skał zaczynała sączyć się ropa. – Ropa nie występuje pod ziemią w pustych przestrzeniach. Wypełnia skały przypominające pumeks lub nasączoną olejem gąbkę – tłumaczy przewodniczka. W takim szybie ropa przenika ze skał, zbiera się i można ją wydobywać.
Stoimy nad takim szybem. Nazywa się Janina i wykopano go w 1878 roku. Do dziś na dnie bulgoce najprawdziwsza ropa. Dawniej wyciągano ją wiadrami, a następnie wlewano do zbiorników i czekano, aż cięższa woda oddzieli się od ropy i zostanie na dole. Następnie w destylarni (a potem – jak dziś – w rafineriach) była przekształcana w potrzebne produkty. Z czasem ręczne kopanie zastąpiło wiercenie. Nad otworem stawiano całe skomplikowane wieże i za pomocą udarowych wiertnic drążono odwiert. Ręczna wiertnica Henryka Walta z 1862 roku potrafiła drążyć z prędkością pół metra na dobę. Niewiele, ale przynajmniej pracownik nie musiał już być spuszczany na dół w wiadrze. Wiertnice ręczne zastępowano parowymi, a z czasem elektrycznymi, z systemem wypłukującym urobek na zewnątrz. Na gotowym odwiercie także dziś montuje się pompę i charakterystyczny kiwon, a wypompowana ropa trafia rurociągiem do zbiorników.
Ropa to nie tylko paliwo. Wykonuje się z niej asfalt, tworzywa sztuczne i zabawki, nawozy, świece parafinowe, oleje, sztuczne włókna i sztuczny kauczuk, środki piorące, a nawet leki. Wśród eksponatów są także skomplikowane urządzenia do poszukiwania i wydobywania gazu. Polska jako jeden z nielicznych europejskich krajów ok. jednej piątej zapotrzebowania na gaz zapewnia z krajowych źródeł. Wydobycie ropy z własnych złóż pokrywa ok. 4 proc. zapotrzebowania. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (w listopadzie 2022 roku połączone z PKN ORLEN), jedno z najstarszych przedsiębiorstw w Polsce, wciąż prowadzi poszukiwania kolejnych złóż zarówno błękitnego paliwa, jak i czarnego złota, także poza granicami kraju.
Dobry człowiek
Ignacy ze swoimi wspólnikami rozwijał zakład. W Ulszowicach koło Jasła powstała destylarnia. Kolejne lata to rozwijanie kopalni i budowa rafinerii. Łukasiewicz chciał jednak, aby także okoliczni mieszkańcy korzystali z jego sukcesu. Angażował się w prace społeczne, był założycielem Polskiego Towarzystwa Naftowego i posłem na sejm krajowy. Bardzo troszczył się o los swoich górników i robotników, którzy pochodzili z okolicznych miejscowości. Praca w kopalni była niebezpieczna, więc Łukasiewicz stworzył Kasy Brackie, które były rodzajem ubezpieczalni, wypłacającej odszkodowania za chorobę, kalectwo czy śmierć pracownika. Żona Ignacego, Honorata z d. Stacherska, także angażowała się w działalność społeczną. W Chorkówce założyła w 1875 roku szkołę dla dziewcząt uczącą koronkarstwa. W Chorkówce, Bóbrce, Żeglcach i Zręcinie Ignacy wraz z Klobassą wybudował szkoły. Nikogo, kto do niego przyszedł, nie zostawiał bez pomocy. Mawiał, że lepiej pomóc niepotrzebnie 99 osobom, które nie potrzebują wsparcia, niż pominąć jedną, która tej pomocy naprawdę potrzebuje.
Kopalnia i rafinerie przynosiły spory dochód, którego większość inwestowano na miejscu. Ludzie mówili, że drogi na Podkarpaciu są wybrukowane guldenami Łukasiewicza. O jego pracy dla innych świadczy przyznanie mu przez papieża Piusa IX w 1873 roku godności szambelana papieskiego i orderu św. Grzegorza, którego elementami były ozdobna szarfa, kapelusz i szpada. Skromny Ignacy w czasie uroczystości powiedział: „Panowie, urodziłem się w kapocie, w kapocie całe życie chodzę, pozwólcie mi w niej umierać”.
Ludzie zwali go „ojcem Ignacym”. Zmarł na zapalenie płuc 7 stycznia 1882 roku. Wcześniej kazał spalić weksle wszystkich swoich dłużników, aby nikt nie był mu nic winien. Pochowano go na cmentarzu w Zręcinie, obok kościoła, który także ufundował. Przed bramą stoi dziś pomnik lampy naftowej, której nigdy nie opatentował, aby mogła trafić do jak największej liczby ludzi.
Partnerem publikacji jest
Ojciec Ignacy
Adam Śliwa