W tym tygodniu mija rok od rozpoczęcia wzmożonej agresji Rosji na Ukrainę. W ten sposób wojna, znana dotąd większości z nas jako coś czasowo lub przestrzennie odległego, pojawiła się w pobliżu naszych granic. Nasze państwo stało się zapleczem obrońców, a nasze życie stało się życiem w cieniu wojny.
21.02.2023 14:43 GOSC.PL
Życie w cieniu wojny to nie tylko nowe wyzwania i większe trudności ekonomiczne, społeczne i polityczne. Życie w cieniu wojny to przede wszystkim silna świadomość, że tak blisko nas są ludzie, których agresor skazał na śmierć, strach, tułaczkę lub ubóstwo. To także niepewność co do tego, jak się to wszystko dalej potoczy i w jakim stopniu dotknie to nas. Owszem, niepewność ta jest przerywana znakami nadziei, takimi jak w tym tygodniu. Znaki te jednak nie wystarczają do tego, by myśleć, że zło skończy się za chwilę. Znaki te nie powinny też stępić naszej wrażliwości na cierpienie innych. W nienormalnym kontekście trzeba żyć normalnie, ale nie wolno zapominać o ludzkiej tragedii i nie wolno tracić dalekofalowej roztropności.
„Mgła” wojny sprawia, że nasza wiedza o różnych jej aspektach jest bardzo ograniczona. O dziwo, jedno jest jednak pewne. Wojna pokazała, że naoczna świadomość cierpienia bliźnich wyzwala odruchy dobra. Nigdy dotąd nie widziałem tylu otwartych serc i portfeli na rzecz pomocy uchodźcom, obrońcom i tym, którym przyszło żyć w warunkach wojennych. Ktoś powie, że jest to tylko altruizm wzajemności: my pomagamy Wam, bo Wy bronicie także nas. Być może. Jednak w świecie, w którym przeważa agresja, walka lub – w najlepszym wypadku – samolubna izolacja, wybór takiego altruizmu jest już czymś! Nie zapomnijmy przy tym, że wybór takiego altruizmu mógł być trudny dla tych osób, których pamięć osobista lub przekaz rodzinny mogły skłaniać do innych decyzji. A jednak solidarność okazała się silniejsza niż pamięć. Więcej, przynajmniej momentami okazywała się silniejsza nawet od naszych wewnętrznych, polsko-polskich podziałów.
Czytaj też: Prof. Wojtysiak: Co z tradycyjnym przekazem wiary?
Życie w cieniu wojny uczy dystansu do wielu spraw, wartości, filarów bezpieczeństwa. Skłania do zadawania pytań ostatecznych. Jedni pytają: dlaczego Bóg pozwala na zło? Inni wołają: w kim nasza nadzieja, jeśli nie w Bogu? Być może Bóg właśnie pozwala na zło po to, byśmy zaczęli zadawać to drugie pytanie. Byśmy przestali budować naszą pewność na kruchych mocach i bożkach tego świata. Byśmy uświadomili sobie, że cel naszego życia tkwi poza nim. Byśmy zrozumieli, że droga do Boga jest drogą, którą dobrowolnie podążał Chrystus.
Jako naród i państwo nie jesteśmy potęgą, a nasz wpływ na dziejącą się wokół nas historię nie jest duży. Możemy jednak zrobić sporo roztropnością i solidarnością. I możemy przepoić je modlitwą. Swego czasu ówczesny kard. Joseph Ratzinger – komentując w świetle objawień fatimskich ocalenie życia Jana Pawła II, którego dotknęła kula zamachowca – powiedział: „Fakt, iż macierzyńska dłoń zmieniła bieg śmiercionośnego pocisku, jest tylko jeszcze jednym dowodem na to, że nie istnieje nieodwołalne przeznaczenie, że wiara i modlitwa to potężne siły, które mogą oddziaływać na historię, i że ostatecznie modlitwa okazuje się potężniejsza od pocisków, a wiara od dywizji”.
Czytaj też: Kościół w Polsce pomaga Ukrainie - roczny bilans wsparcia
Jacek Wojtysiak