O szaleństwie sprzątania, wycieraniu krwi i przedszkolakach, które nie śpią w Ogrójcu z Izabelą Paszkowską i Małgorzatą Kotarbą rozmawia Marcin Jakimowicz
Izabela Paszkowska (z lewej) nauczycielka, matka czworga dzieci, od lat odpowiada na listy dzieci w „Małym Gościu Niedzielnym”. Mieszka w Gliwicach. Małgorzata Kotarba – wydawca internetowego magazynu Ruah.pl, matka czworga dzieci. Mieszka w Krakowie.
Marcin Jakimowicz: Czy Twoje dzieci nie buntowały się, gdy szliście na długie liturgie Triduum?
Izabela Paszkowska – Nie. Miałam to szczęście, że siedziałam w domu z dziećmi. Mogłam tak zorganizować czas, że świętowanie zaczynało się już w Wielki Czwartek. Moje najmłodsze dziecko miało 1,5 roku, gdy już brało udział w liturgii. Dzieci widziały, jak cieszę się na te dni, jak bardzo na nie czekam i bezwiednie też się cieszyły i czekały. Zarażałam je. Gdy dzieci podrosły, zaczynał się mały młyn: próby ministrantów, marianek. Ministranci trzepali dywany, pucowali kadzidła. Rytm dnia był podporządkowany temu, co wydarzy się wieczorem. Żyło się już Kościołem. Do dziś pamiętam pełne podniecenia rozmowy: ciekawe, kto będzie kołatał kołatkami, kto będzie adorował grób? Dzieci wchodziły w rytm parafii, czekały na chwilę zawiązania dzwonów…
Nie bały się tego człowieka, który leży w Bożym grobie?
– Nie. W tym czasie umierała ich prababcia. Była z nami w domu, dzieci przyszły się z nią pożegnać, pomodlić się. Widzieli Jezusa w grobie i było to dla nich naturalne.
Wielu ludzi ucieka na święta w góry, nad morze…
– Biedni ci, którzy wyjeżdżają, bo nie wiedzą, jak wiele tracą! Moja mama pracowała aż do Wielkiej Soboty i nie mogła nas zaprowadzać do kościoła. Ale pojawiła się niepracująca sąsiadka. Zbierała nas i prowadziła na liturgię. Po drodze wszystko nam tłumaczyła, a my, choć nie byliśmy aniołkami, słuchaliśmy z rozdziawionymi buziami. Czekaliśmy na to, co się wydarzy w liturgii. Dzieci naprawdę chłoną to, co dzieje się w kościele. Dlaczego Pan Jezus trafia do więzienia, dlaczego leży w grobie, dlaczego stukają kołatki? Ale ważna uwaga: nie uciekajmy z nimi na tył kościoła. One muszą widzieć, co dzieje się na ołtarzu.
Pamiętam rodzinę, która kiedyś przyszła na Triduum z karimatą. Dzieci rozsiadły się na niej w pierwszym rzędzie. Zazdrościłem im – stałem ściśnięty, niewiele widząc.
– Dzieci nie skupią się na liturgii, jeśli będą musiały kontemplować plecy sąsiada. Muszą widzieć procesję, stukające kołatki...
Czy Was też ogarnia szaleństwo wiosennego sprzątania?
– Znam ten kobiecy problem (śmiech). Powiem teraz nie jako mama, ale jako pani, która odpowiada w „Małym Gościu” na listy dzieci. Jedna gimnazjalistka napisała: „Tak bym chciała, żeby w moim domu było trochę mniej czysto, ale żeby moja mama czasem ze mną pogadała”. U mnie bywało różnie, przyznaję. Ale pamiętam, że jeśli trzy szufladki nie były posprzątane, to świat się nie zawalał. Do kościoła szłam nie dlatego, że trzeba. Szukałam w nim wytchnienia. Oddychałam liturgią. Szufladki mnie nie tyranizowały.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Izabelą Paszkowską i Małgorzatą Kotarbą