O szaleństwie wiary, podzielonym Izraelu i rozbrykanych dzieciach z Lucyną i Ryszardem Montusiewiczami rozmawia Marcin Jakimowicz
Marcin Jakimowicz: Właśnie wróciliście z Ziemi Świętej. Jak długo tam mieszkaliście?
Lucyna i Ryszard Montusiewiczowie: – Od października 1995 roku. Nasz najmłodszy syn miał wtedy sześć miesięcy.
A ile macie dzieci?
– Dziewięcioro.
Czemu wylądowaliście w Izraelu?
– Kościół mówi o tym, że każdy chrześcijanin ma misję głoszenia Ewangelii w rożny sposób: wiarą, słowem, życiem. Jan Paweł II skierował do rodzin apel o wyjście do innych ze słowem o Jezusie Chrystusie. Odpowiedzią Drogi Neokatechumenalnej była gotowość wyjazdu na misje całych rodzin: wielodzietnych, z małymi brzdącami. Z Lucyną usłyszeliśmy wyraźnie, że jest to zaproszenie skierowane do nas. W Rzymie spotkało się kilkaset takich rodzin, gotowych do wyruszenia w drogę.
Kto decyduje, gdzie się jedzie?
– To Duch Święty decyduje o tym zaszczepieniu Kościoła. A praktycznie odbywa się to przez losowanie.
Można było wylosować Hradec Kralowe albo Berlin?
– Albo Moskwę, albo Wołgograd...
Wy wylosowaliście Jaffę. Jaka była wasza reakcja?
– Oszołomienie. Poprzedzone długim, trudnym dialogiem z Bogiem. Wróciliśmy właśnie z trzyletniej misji we wschodniej Białorusi. Stanęliśmy przed Janem Pawłem II w Watykanie. A on przystanął, podniósł oczy i powiedział: „Wy jesteście z Lublina!”. Nas zamurowało, po plecach przeszedł dreszcz. I wtedy nasz pięcioletni Mateusz, dziecko specjalnej troski, odzyskał na chwilę mowę i zawołał: Tak, Papieżu, my cię kochamy! Dla naszej rodziny wyjazd z dwójką dzieci na wakacje jest już problemem. Sporo zamieszania, nerwów.
Co czuje mama, która ma już kilkoro maluchów i wie, że za chwilę wyrusza w nieznane? Może nawet na koniec świata?
– Czułam w sercu taką pieczęć, że to jest dzieło Pana Boga, że On o nas zadba.
A poczucie bezpieczeństwa, którego oczekuje każda kobieta?
– To jest troszkę tak: gdy się ma jedno, dwoje dzieci, to jeszcze można mieć jakąś złudną nadzieję, że się samemu zapewni im jakąś przyszłość. Że się na nie „zapracuje”. I właściwie ten Pan Bóg nie jest ci za bardzo potrzebny. Ale przy ósemce? (śmiech). A jedno z naszych dzieci jest upośledzone. To ustawia bardzo pokornie wobec Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Lucyną i Ryszardem Montusiewiczami