O porzuceniu komfortu, małym, skromnym papieżu wśród wielkiego tłumu i zmaganiu się z krzykiem rozpaczy z prof. Janem Grossfeldem rozmawia Marcin Jakimowicz
Marcin Jakimowicz: Przed papieską pielgrzymką baliśmy się medialnej przepychanki, nieustannego porównywania: na Jana Pawła II przychodziło tylu ludzi, a na Benedykta tylu. Tymczasem w mediach nie było widać takiej licytacji…
Jan Grosfeld: – Tak! Też to dostrzegłem. I dobrze, że tak się stało. Bo ta pielgrzymka to było nowe wydarzenie. Te porównywania byłyby absurdalne i działałyby na naszą niekorzyść.
Które słowa najbardziej Pana poruszyły?
– Słowa do kapłanów. Niesamowicie wyraźne. Wiem, że gdy Benedykt mówił do kapłanów, mówił też do nas wszystkich: jesteśmy ludem kapłańskim. Najbardziej poruszyły mnie słowa, by wychodzić ze swojej wygody. To jest coś bardzo istotnego. Tak jakby chciał powiedzieć: nie zwracajmy takiej uwagi na sprawy materialne, na sprawy komfortu. Odetchnijmy troszkę od polityki. Są rzeczy o wiele istotniejsze. Jak bardzo przez ten cały czas Benedykt XVI dotykał centrum chrześcijaństwa – Dobrej Nowiny. Przez cały czas mówił o miłości. Nauczał, że centrum naszej religijności jest wiara w miłość Boga do nas. Nie w jakieś prawo, w to, że musimy wypełniać przykazania. Wiara w miłość Boga. To odwrócenie akcentów. A mówił to do nas papież, znakomity teolog…
Mówił też wyraźnie o osobistym doświadczeniu Jezusa. To dla wielu Polaków mogło być zaskoczeniem…
– Tak! I to pokazuje, jak absurdalne są te wszystkie opowiastki o „pancernym kardynale”. Papież dotyka istoty chrześcijaństwa: miłości. Nawet jeśli nasze uczynki będą, jak mówi Izajasz, „jak skrwawiona szmata”, On będzie kochał. Deus caritas est. A czym jest dla mnie osobiste spotkanie z Jezusem? Przebaczeniem moich grzechów. Nie cudzych! Moich.
Papież wezwał kapłanów, by głosili prawdę nawet za cenę sprzeciwu. Czy to nie jakaś prorocza wizja przyszłości polskiego Kościoła? Opór wobec Ewangelii będzie wzrastał?
– Tak. I z tego powodu wielu księży i świeckich katolików nie chce wychodzić z tego swojego komfortu. Bo zbudowaliśmy sobie takie cieplutkie gniazdko z poglądów na temat Kościoła, z naszej religijności. A Papież mówi: zostawcie to, wyjdźcie. Nawet za cenę prześladowania. Bo jeśli nie ma prześladowania, nasza wiara nie wzrasta. Osiądzie w pewnym komforcie, zadowoli się tym, co ma. Papież wie, co mówi, miał świetne rozeznanie sytuacji polskiego Kościoła.
Ludzie pytają Papieża: kiedy Jan Paweł II będzie beatyfikowany? A on odpowiada: módlcie się. Tak jakby chciał powiedzieć: ja nie jestem urzędnikiem. To naprawdę sprawa Pana Boga…
– Ile razy w czasie tej pielgrzymki wezwał nas do modlitwy! Przypomina mi się pytanie Boga, zadane przez Jego aniołów: dlaczego wpatrujecie się niebo? Dlaczego szukacie mnie w chmurach? Przecież ja jestem tu, wśród was – grzeszników, pogan. Jestem w was. A naszą pokusą jest wpatrywanie się w niebo. Może chcemy uciec od naszych problemów? Prośba o beatyfikację to ważna rzecz. Ale tak naprawdę: jakie to ma znaczenie, czy Jan Paweł II zostanie błogosławionym za mojego życia, czy nie? Dziś, jutro, za dwadzieścia lat? To nieważne. Ja zawsze miałem trudności z modlitwą za pośrednictwem świętych. Tymczasem po śmierci Papieża modliłem się gorąco za jego wstawiennictwem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z prof. Janem Grosfeldem