Typowa śląska żona, która stoi murem za mężem, daje wsparcie. Tak właśnie jest Patrycja.
Plan na życie? "Szczęśliwa rodzina, trwanie przy Bogu i bycie we wspólnocie" - Patrycja i Piotr Śpiewokowie wyznaczyli sobie jasne cele na początku drogi małżeńskiej. Poznali się przed prawie 18 laty na pielgrzymce rybnickiej do Częstochowy. Ktoś zwrócił uwagę Piotra na radosną, uśmiechniętą dziewczynę. Jak Patrycja zapamiętała Piotra? "Rozśpiewany, uśmiechnięty i mnóstwo dziewczyn wokół". Piotr lekko zakłopotany, ale potwierdza: "Mogło tak być, bo śpiewać lubiłem od zawsze, tak jak grać na organach". Zresztą w ich rodzinie to tradycja. Dziadek grał na altówce, tata całe życie na gitarze, a On, Piotr został kiedyś posadzony przed organami i tak zostało. Zaczął spełniać się jako organista. Sprawiało mu to radość i przyjemność. Lubił tak wielbić Boga, a jego żona była dumna i szczęśliwa, gdy zdarzało się, że ludzie po mszy przychodzili, by podziękować za piękną oprawę muzyczną. Dumni musieli być też rodzice, którzy przecież, jak każdy, chcieli, by syn rósł w wartościach dla nich ważnych. Jak mówi Piotr, " wszystko hulało, rok po ślubie budowali dom, wszystko dobrze się układało, do czasu, do dramatycznego wydarzenia".
Odtąd będzie już inaczej
Patrycja była w domu, nie przeczuwała, że w pracy męża rozgrywa się tragedia. Zadzwonił telefon. Piotr nie chciał martwić żony: "Był wypadek, ale jestem już w szpitalu, wszystko będzie dobrze". Nie było, choć wtedy jeszcze Piotr chciał wierzyć, że palce uda się uratować.
Bo na jego rękę spadła z suwnicy metalowa belka i zmiażdżyła 4 palce u Jego prawej dłoni. Lekarze dawali złudną nadzieję, że palce uda się przyszyć, uratować. Chyba wiedzieli, że łatwo nie będzie, ale pewnie nie chcieli w tych trudnych okolicznościach oznajmiać Piotrowi, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Prawdę poznał po kilku dniach: "to będzie całkowita amputacja palców, kończyny niestety nie przyjęły się" - lekarz wydał wyrok.
"To był dla mnie ciężki do ogarnięcia moment, ale w pamięci miałem wizyty wielu osób, które w szpitalu mnie odwiedzały, zwłaszcza postać księdza Marka, który wpadł jako pierwszy do szpitala, jak burza i po ojcowsku, ale zarazem ostro powiedział, że mam nie ryczeć, zbierać się i dał do przeczytania Ewangelię". Piotr nie miał nigdy pretensji o tę ostrość w słowie, bo jak mówi, wtedy z nim tak należało postępować, by się nie rozkleił. A Ewangelię zapamiętał. "Ksiądz Marek rozebrał ją na drobne części, czytanie z dnia poprzedniego, z dnia bieżącego. Rozebrał, potem posklejał i w tunelu zapalił dla mnie światełko, co mnie całkowicie rozwaliło". A w Ewangeliach było o Jairze, który przyszedł do Jezusa i prosił go, by uzdrowił córkę. Wówczas skupili się na słowach Jezusa skierowanych do kobiety, którą po drodze uzdrowił. Twoja wiara Cię uzdrowiła - te słowa były wtedy najważniejsze, a w Ewangelii kolejnej, ze święta Piotra i Pawła, padło pytanie: za kogo Mnie uważacie?. Ja leżę w szpitalu, a Jezus przez Ewangelię, którą czyta ksiądz Marek, pytanie Mnie, za kogo Go uważam". Odpowiedź dla Piotra była trudna, ale dopiero, kiedy Piotr - może wbrew sobie - odpowiedział, że nadal trwa przy Jezusie, ksiądz Marek mógł spokojnie opuścić szpital.
Typowa śląska żona
Patrycja nie miała pretensji do Boga. Zresztą, jak mówi, nie miała czasu wtedy o tym myśleć. Musiała zająć się domem, 8-miesięcznym synem i mężem w szpitalu. Całą uwagę skierowała wówczas na zadania, jakich musiała się podjąć. W pamięci miała słowa znajomej, której urodziło się dziecko z zespołem Downa, a która mówiła, że Pan Bóg pozwoli, by człowieka dotknęło tyle, ile będzie w stanie unieść. "I ten mój ulubiony cytat z Pisma Świętego: A nadzieja zawieść nie może. Z każdego trudu życia można przecież wyciągnąć coś dobrego". Tym dobrem dla Patrycji jest scalenie ich małżeństwa, ale też zjednoczenie całej rodziny, która w tym czasie bardzo im pomagała. "Może nie pojawilibyśmy się we wspólnocie Domowego Kościoła, gdyby nie to doświadczenie?" - zastanawia się Patrycja, która niezwykle silnie wspierała cały czas Piotra. "Pan Bóg utarł mi nosa, ja zawsze powtarzałem Patrycji, że jeżeli po ślubie coś, kiedyś stałoby mi się, musiałbym leżeć, a ona miałaby się mną opiekować i zmieniać pampersy, czy miałbym być ciężarem, to może odejść, rozpocząć nowe życie. Oczywiście, że były to żarty, ale jednak powtarzane". Dziś Piotr wie, że Pan Bóg postawił przy nim nie tylko świetną, piękną dziewczynę, ale również typową śląską żonę, która stoi murem za mężem, jest podporą. Nigdy nie widział u Patrycji załamania, łez czy zwątpienia, co będzie dalej, co będzie z budową domu, z wychowaniem syna. "Ona pokazywała mi, że trzeba iść dalej, że będzie dobrze". Bo Patrycja stara się patrzeć pozytywnie, jest wdzięczna Piotrowi, że mimo wypadku nie załamał się, że starał się nie pokazywać na zewnątrz emocji, że szybko wrócił do normalnego, na miarę jego możliwości życia.
Śpiewać na chwałę Pana
Piotr nie chciał pokazywać, że ciężko mu się odnaleźć w nowej sytuacji. Nie chciał pokazywać, ile trudu go to kosztuje. Pamięta, że kiedy były rekolekcje, mieli dać świadectwo. To był pierwszy krok do rozliczenia się z przeszłością, kiedy musieli wspólnie wrócić do tych wydarzeń. Potem był kurs Alfa. "Podczas modlitwy wstawienniczej, w której nikt nie mógł wiedzieć, jakie przejścia mam za sobą, usłyszałem, że pomimo mojej złości, mojego gniewu, Pan Jezus cały czas jest przy mnie i chce na nowo przyjaźnić się ze mną. To przełamało lody i pozwoliło znów przytulić się do Jezusa". Piotr nie ma wątpliwości, że to wydarzenie było bardzo ważne w jego życiu. Patrycja widziała od tego dnia zmianę w mężu, widać było, że jest znowu coraz bliżej Jezusa. Od tego czasu na nowo zaangażował się w rybnicki Wieczór Chwały. Zaczął wielbić Jezusa śpiewem. Jednak pełnia szczęścia zaczęła się, gdy w wieczorach zaczęła uczestniczyć Jego żona. "Śpiew, modlitwa uwielbieniowa, to dało nam olbrzymią radość" - mówi Patrycja, a Piotr dodaje, że wypełniło to również pustkę po organach "Właściwie nie tylko wypełniło, ale przepełniło, aż radość się wylewa". Dlatego Piotr nie skorzystał z okazji, kiedy ktoś proponował mu protezę ręki za 160 tysięcy złotych. Pewnie z pomocą znajomych zebrałby te pieniądze, może znów zacząłby grać na organach. Rozważali z żoną tę decyzję. Postanowili jednak, że nie będą niepotrzebnie rozbudzać nadziei Piotra. "Patrzyłem też na dziecko znajomych, które ma problem ze słuchem i potrzebuje naprawdę dużych pieniędzy na leczenie. Nie umiałbym takim dzieciom odebrać pieniędzy, które ktoś przeznaczyłby dla mnie. To niepotrzebne" - dodaje Piotr.
Patrycja i Piotr opowiedzieli swoją historię w Radiu eM. Posłuchaj:
Katarzyna Widera-Podsiadło