Chociaż tracę obywatelstwo radzieckie, nie przestanę być poetą rosyjskim – napisał w liście do Breżniewa. 70 lat temu urodził się Josif Brodski.
Związek Radziecki nie kochał swojego największego poety. Brodski tuż po debiucie nazwany został przez prasę „trutniem z literackiego marginesu”. To był sygnał do ataku. Oskarżony o pasożytnictwo, został skazany na pięć lat przymusowych robót. – Brodski to nie poeta, ale człowiek, który usiłuje pisywać wierszyki – grzmiał podczas rozprawy publiczny oskarżyciel. – Zapomniał, że w naszym kraju człowiek musi pracować, tworzyć dobra: obrabiarki, zboże (…) To pasożyt, cham, niebieski ptak, ideowo brudny człowiek”. Obóz pracy pod Archangielskiem, kilkakrotne pobyty w szpitalach psychiatrycznych, wreszcie przymusowa emigracja – tym radziecka władza odwdzięczyła się Brodskiemu za piękno jego poezji.
Gdy opuszczał kraj w 1977 roku, na Zachodzie był już uznanym twórcą. Nic dziwnego, że dobrze czuł się w Ameryce. Dzięki protekcji swojego mistrza, Wystana Hugha Audena, mógł wykładać na tamtejszych uniwersytetach. Kolejne tomy wierszy przyniosły mu literacką Nagrodę Nobla za „uniwersalne wartości całokształtu twórczości literackiej, odznaczające się jasnością myśli i poetycką siłą”. Dopiero wówczas rzecznik radzieckiego MSZ, Giennadij Gierasimow, oświadczył, że dzieła Brodskiego zostaną wydane w ZSRR. Nie omieszkał jednak nadmienić, że Komitet Noblowski dokonuje niekiedy „dziwnych wyborów”.
Autor „Wielkiej elegii dla Johna Donne’a” był człowiekiem pełnym pasji. Aby tłumaczyć na swój język ojczysty wiersze Czesława Miłosza, nauczył się polskiego. W rosyjskiej poezji dokonał przełomu, wprowadzając do niej znakomity artystycznie wiersz biały (bezrymowy). Urodzony w rodzinie żydowskiej, przez całe życie poszukiwał Boga. Pod koniec życia skłaniał się ku protestantyzmowi – pochowany został w Wenecji, w ewangelickiej części cmentarza.
Mimo że jego los był losem wygnańca, w twórczości Brodskiego trudno się doszukać śladów zgorzknienia. Pisał: „Co mogę powiedzieć o życiu? Że rzecz to w sumie dość długa./ Tylko nieszczęście budzi we mnie zrozumienie,/ ale dopóki ust mi nie zatka gliniasta gruda,/ będzie się z nich dobywać tylko dziękczynienie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski