– Alinka jest w niebie, ale nasza miłość trwa nadal – mówi Józef Skrzek. – Jest wewnątrz mnie, przechodzi jak ogień rozpalony na zawsze.
Staram się, żeby od mojego serca szedł do niej ogień, podtrzymując naszą miłość, pamięć, szacunek, rodzinę, którą budowaliśmy przez prawie pół wieku – słyszę, kiedy w półmroku krótkiego, zimowego dnia siedzimy w Michałkowicach w rodzinnym domu Józefa Skrzeka – muzyka, kompozytora, multiinstrumentalisty, założyciela i lidera zespołu SBB. Tu, po nagłej śmierci ojca Ludwika, który zginął podczas akcji ratowniczej w kopalni, mieszkał z mamą Marią, a potem z żoną Aliną i trzema córkami. Na stole w kuchni i w pokoju przed portretem żony płoną świece, rozświetlając jej zamyśloną twarz. To najjaśniejszy punkt wszystkich pomieszczeń. – Dlatego dbam o ten ogień tutaj i tam – pokazuje ręką w stroną cmentarza, bo nie chce używać tego słowa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych