Shrek u nas nie powstanie

Kiedyś Polska była potęgą w produkcji filmów animowanych, zwłaszcza dla dzieci. Dziś, delikatnie mówiąc, w tej branży panuje kryzys.

Sześćdziesiąta rocznica polskiej animacji świętowana będzie w całym kraju. Planowane są akcje promocyjne, festiwale, ukażą się jubileuszowe wydawnictwa. Ale czy jest co świętować? Czy sukcesy „Katedry” Tomka Bagińskiego i Oscar dla współprodukowanego w łódzkim Se-Ma-Forze „Piotrusia i wilka” nie przysłaniają czasem kryzysu w tej branży?

Uboga oferta
Włodzimierz Matuszewski, dyrektor Studia Miniatur Filmowych w Warszawie, obchodzącego w tym roku jubileusz 50-lecia, nie ma wątpliwości, że mimo pewnych oznak poprawy sytuacji ta branża jest w kryzysie. Produkuje się bardzo mało filmów. – Nie da się tego przykryć pojedynczymi sukcesami na festiwalach czy nawet Oscarem – twierdzi. Jego zdaniem, kryzys ten szczególnie widoczny jest w czasie targów telewizyjnych i spotkań koprodukcyjnych, odbywających się w Europie. Są na nich prezentowane projekty filmowe. – Nasza oferta praktycznie nie istnieje albo jest bardzo uboga – mówi dyrektor Matuszewski.

Nie ma targetu
Dlaczego nasza obecność na tych spotkaniach jest śladowa? – Pomysłów jest dużo – wyjaśnia Matuszewski. – Natomiast by wyjść z ofertą, która może zainteresować kontrahentów, należy zainwestować w jej rozwinięcie. Problemem jest brak zainteresowania ze strony polskich stacji telewizyjnych, z wyjątkiem publicznej. Telewizje komercyjne w ogóle nie są zainteresowane inwestowaniem w animację. Jedynym wyjątkiem są „Włatcy Móch” emitowane w TV4. – To taka prowokacja dla młodzieży. A podstawą utrzymania tej branży na całym świecie są serie animowane dla dzieci. Serial animowany może być sukcesem komercyjnym, ale dla stacji prywatnych komercja to dotarcie do tzw. swojego targetu, czyli do najbogatszych reklamodawców. Nie są to dzieci. Taniej wychodzi kupić serię zagraniczną, niż wyprodukować własną. Pewne zainteresowanie filmem dla dzieci wykazuje telewizja publiczna. W SMF trwa produkcja „Podróży na burzowej chmurze”, powstają też filmy w studiu w Poznaniu. Realizacja takiej serii jest dłuższa i bardziej kosztowna niż telenoweli – mówi szef warszawskiego SMF. – Jeden odcinek 13-minutowego serialu animowanego kosztuje ok. 300–350 tys. złotych. Poniżej tej sumy nie można wyprodukować porządnego filmu – dodaje Marek Serafiński, reżyser i producent filmów animowanych.

Będzie lepiej
– Nigdy nie było kryzysu twórczego w polskiej animacji. To był kryzys finansowy. W latach 90. telewizja wycofała się z produkcji seriali animowanych i wszystkie wytwórnie, jak Se-Ma- -For, Studio Miniatur i Studio Filmów Rysunkowych, straciły trzy czwarte swojej produkcji, czyli podstawę istnienia tych firm – mówi Marek Serafiński. Wytwórnie utrzymywały się z produkcji filmów dla dzieci. Spadek sprawił, że przestano też szkolić nowe pokolenie animatorów. Marek Serafiński widzi jednak światełko w tunelu: – Od kilku lat istnieją nowe możliwości pozyskiwania pieniędzy na produkcję. Powstał PISF, gdzie można się ubiegać o dotację do wysokości 50 procent kosztów produkcji. Także telewizja publiczna sfinansowała kilka przedsięwzięć – mówi. Serafiński uważa, że animacja wychodzi z kryzysu dzięki dobrym projektom. Jednak efekty będą widoczne za rok lub półtora. Są to przede wszystkim projekty ludzi młodych. Starsi twórcy chcą, by ich filmy zaistniały na festiwalach, ale dopinanie budżetu tych filmów to droga przez mękę. Brakuje też wsparcia ze strony telewizji. A są to w skali roku śmieszne pieniądze. – Siedemset tysięcy złotych załatwiłoby problem dofinansowania filmów artystycznych w Polsce – ocenia Marek Serafiński. – Dobrze, że powstał Polski Instytut Sztuki Filmowej. Ruszymy jednak bardziej do przodu, jeżeli uda się przekonać do animacji telewizję publiczną, bo w komercyjne nie wierzę.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Edward Kabiesz