Co jest takiego w niedużej książeczce, która – jak słyszę – potrząsnęła już niejednym katolikiem?
Może to, że autor „Tajemnicy wiary” ksiądz Tadeusz Dajczer nazywa Przeistoczenie „największym cudem świata”? Albo że słowa REALNIE OBECNY, tak właśnie zapisane, powtarza wielokrotnie? Wydawałoby się, że już od dzieciństwa znamy prawdy ogłoszone przez Kościół na Soborze Trydenckim, że Chrystus jest „prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie” obecny pod postaciami eucharystycznymi. A jednak, gdy przyjmuję Komunię św., nie myślę o tym, że dotykam Tego, „od którego zależy wszystko”. Tego, Kto „rządzi mikro- i makroświatem”. Tego, Kto kieruje „najmniejszym elementem makro- i mikrohistorii”.
Autor książki nie wynosi się ponad swoich czytelników. Wie, że „zmysły i rozum nic nam nie mówią”. Na wielu kartach swej książki formułuje zdania w pierwszej osobie. Pozwala w ten sposób domyślać się, że i on w czasie liturgii ulega rozproszeniom, że „wierzyć jest bardzo trudno”. Być może szuka dla siebie (i dla mnie) usprawiedliwienia, gdy zwraca się do Boga słowami: „Tak kochasz moją wolność (...), że nikt nie potrafi się ukryć lepiej od Ciebie”. Ale zarazem napomina siebie i mnie: „Jeśli Boga na ołtarzu wiarą nie widzę, to przecież nie mogę się na tę sytuację zgodzić. Muszę wołać: Panie, (spraw) abym przejrzał!”. Najbardziej wstrząsającą częścią książki jest scena, którą przez analogię do Mickiewiczowskich „Dziadów” nazwę „Widzeniem księdza Tadeusza”.
Oto kapłan odprawia Mszę św. Gdy zaczyna konsekrować hostię, jego myśl biegnie ku Wieczernikowi. W tym momencie ściany kościoła zaczynają się walić. Po konsekracji wina kapłan uświadamia sobie, że wierni uciekli z kościoła. Gdy sypią się odłamki stropu, kapłan przykrywa swym ciałem Hostię, kielich i komunikanty. Nie zdradzę szczegółów zakończenia tej sceny. Powiem tylko tyle, że ów finał pozwala kapłanowi uświadomić sobie, co Bóg mówi człowiekowi przyjmującemu Komunię św.: „Jestem Panem ziemi i nieba, a ty jesteś dla Mnie tak bezcenny, że zajmując się całkowicie światem, jednocześnie mogę Ci powiedzieć, że mam tylko ciebie”.
Autor książki daje do zrozumienia, że nie czuje się lepszy od innych, że doświadcza wielu słabości ludzkiej kondycji. Ale zarazem przekonująco pokazuje, że nasza słabość i niegodność nie jest dla Pana Boga przeszkodą w miłowaniu nas. Pan Bóg jest jak wirtuoz, który jest w stanie zagrać wspaniały koncert nawet na skrzypcach, których struny pękają. „Im bardziej nędzny ludzki instrument Bóg znajdzie, tym większa Jego chwała, że przy pomocy czegoś tak marnego, nie tylko nie mającego wartości, ale nadającego się na złom, może stworzyć swe arcydzieło”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Gołąb, prodziekan Wydziału Psychologii Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie, ojciec 4 synów, dziadek 8 wnucząt