Polski Instytut Sztuki Filmowej wspiera polską kinematografię środkami, które nie wystarczyłyby na zrealizowanie jednej zachodniej superprodukcji. Za to sponsoruje filmy zagranicznych twórców.
Produkcja filmów jest kosztowna. Polskie filmy, z nielicznymi wyjątkami, nie cieszą się wielką frekwencją. Faktem jest jednak, że od dwóch lat, czyli od momentu uchwalenia ustawy o kinematografii i powołania PISF-u, można zauważyć wzrost poziomu polskich produkcji. Ustawa miała wielu przeciwników. Niechętna powołaniu PISF była Platforma Obywatelska, chociaż praktycznie wszystkie kraje europejskie w różnej mierze wspierają działalność rodzimych kinematografii. Bardziej zrozumiały był opór podmiotów zobligowanych na mocy ustawy do wpłat na rzecz Instytutu.
Dopiąć budżet
Jednak przyznanie pieniędzy przez PISF na produkcję danego tytułu nie daje automatycznie gwarancji, że film powstanie. Niektóre z dofinansowanych przez Instytut projektów pozostały na papierze. Ich producenci nie zdołali zebrać reszty środków potrzebnych na realizację. Instytut finansuje tylko do 50 proc. budżetu filmu, a do tego istnieją ograniczenia kwotowe. I tak na przykład w przypadku pełnometrażowego filmu fabularnego, przeznaczonego w pierwszej kolejności do kin, można otrzymać maksymalnie 4 miliony złotych. Pełnometrażowa animacja może liczyć na 3 miliony. Za zgodą Rady Instytutu kwoty te mogą być podniesione do 85 proc.
Chcąc dopiąć budżet, producenci muszą pozostałe środki zdobywać z innych źródeł. Dobrze, jeżeli projektem zainteresowana jest telewizja publiczna, która na koprodukcję filmów kinowych wydała w ubiegłym roku ok. 12 mln zł, a w tym 16 mln. Gorzej z uzyskiwaniem pieniędzy ze źródeł prywatnych. Być może w przyszłości część środków na realizację zapewnią, podobnie jak w innych krajach, samorządy. Zresztą i u nas można się z tym spotkać, chociaż na niewielką skalę.
Sami swoi
O dofinansowaniu konkretnych tytułów decyduje dyrektor PISF po zasięgnięciu opinii ekspertów. Na liście ekspertów znajduje się ponad 300 nazwisk. Wątpliwości budzi jednak fakt, że niektórzy z nich sami korzystają z PISF-owskich dotacji. Ale warszawskie środowisko filmowe jest niewielkie i widocznie innych brakuje. Zauważył to Bogdan Zdrojewski, obecny minister kultury i dziedzictwa narodowego. W jednym z wywiadów zapowiedział, że „na pewno nie może być tak, że w gremium oceniającym projekty filmowe zasiadają osoby, które korzystają z dotacji PISF”.
Przeciętny kameralny dramat kosztuje 3–4 mln złotych. To naprawdę skromna suma. Reżyser musi dysponować dużym talentem i wyobraźnią, by brak odpowiednich środków finansowych nie raził na ekranie. Produkcja filmu historycznego wymaga jednak ogromnych nakładów, a przy dotacji nawet w maksymalnej wysokości, czyli 4 miliony, trudno dopiąć budżet. Stąd bierze się uwiąd tego gatunku w polskim kinie. Sytuację częściowo ratują organizowane wraz z innymi instytucjami konkursy, jak chociażby na scenariusz filmu o powstaniu warszawskim czy Bitwie Warszawskiej 1920 roku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz