Zachodnie filmy o upadłych muzykach kręcone są na ogół dla fanów bezkrytycznie wpatrzonych w swoich idoli.
Dlatego przypominają raczej powierzchowne hagiografie niż wielkie tragedie. Zapewne można by tak potraktować również lidera grupy Dżem Ryszarda Riedla, który zmarł w 1994 r. po długiej walce z nałogiem narkotykowym.
Na szczęście Jan Kidawa--Błoński nie skorzystał z hollywoodzkich receptur. Najbardziej charyzmatyczny – obok Czesława Niemena – polski wokalista to w filmie postać głęboko tragiczna. Jego tęsknota do absolutnej wolności jednym wyda się skrajnie nieodpowiedzialna, innym dziecięco szczera.
Ale nikt nie zaprzeczy, że utrwalone na ścieżce dźwiękowej utwory Riedla wciąż brzmią nieziemsko. Są jak gołębie szybujące nad śląskimi familokami, w których piosenkarz się wychował.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Trzeba zobaczyć - TVP 2, wtorek, 25 września, 22.05