Kiedy urodziły mi się dzieci, zacząłem się bardziej zastanawiać nad swoimi rymami. Pomyślałem, że moje dzieciaki też kiedyś będą słuchać tych tekstów i rozliczą mnie z nich – wyznaje raper Dono.
Bluzy z kapturem i spodnie z krokiem w kolanach – taki strój dominował w Starochorzowskim Domu Kultury 30 kwietnia. To znak, że ruszyła Reggae Rap Liga, promująca muzykę hiphopową i reggae z pozytywnym przesłaniem. Jednym z pomysłodawców Ligi jest Ryszard Sadłoń, znany także jako organizator chrześcijańskiego Festiwalu Stróżów Poranka. – Sam wychowałem się na zupełnie innej muzyce, ale staram się wsłuchiwać w to, czym żyją młodzi ludzie. Syn dał mi trochę nagrań do posłuchania i, choć to nie moja bajka, zobaczyłem, że jest w tym też dobro. My mieliśmy Kaczmarskiego, teraz protest songami są utwory hiphopowe. Nasz pomysł ma być okazją do rozwoju, promować dobry przekaz i warsztat – opowiada Sadłoń.
Dzieci ulicy
Wśród jurorów konkursu znaleźli się popularni raperzy: Dono z zespołu Dono/Tewu i Massey. Obu hiphopowcom bliska jest idea konkursu: – Kiedy my startowaliśmy, w każdym mieście były 2–3 składy hiphopowe. Teraz jest ich po kilkadziesiąt na miasto i znacznie trudniej się przebić. Wielu gości siedzi na ławce, bo nic się nie dzieje. Taki konkurs daje im motywację do działania – twierdzi Massey.
– Agresja budzi się, kiedy brakuje środków do życia – dodaje Dono.
– Stąd się biorą kradzieże, rozboje. To nie zawsze jest wina tych dzieciaków, to państwo i rodzina ich tak wychowują. Wiesz, ja wychowałem się na ulicy i mówię jej językiem. Ale chciałbym pokazać młodym ludziom, że hip-hop to nie tylko agresja, że można z tego wyjść. Kiedy urodziły mi się dzieci, zacząłem się bardziej zastanawiać nad swoimi rymami. Pomyślałem sobie, że moje dzieciaki też kiedyś będą słuchać tych tekstów i rozliczą mnie z nich.
Nie wszyscy uczestnicy Ligi zastosowali się do regulaminu, który zakazywał m.in. używania wulgaryzmów. Dlatego część z nich przepadła w eliminacjach. Niektórzy głośno okazywali niezadowolenie z tego powodu: – Prawdziwy hip-hop jest na ulicy, a nie tutaj! – krzyczał jeden z uczestników, nastawiony szczególnie agresywnie. Aby wyrazić swoją dezaprobatę, próbował ściągnąć obrus ze stołu jurorów i obrzucić widownię wyzwiskami. Nie znalazł jednak na sali sojuszników.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski