„Błogosławieństwo Papieża zamienia mi się w gotówkę – bulwersuje telewizyjną ekipę bohater premierowego przedstawienia Teatru Telewizji. – Kiedy powiedziałem o tym Papieżowi, kazał mi klękać na dwa kolana. I Papież nie żartował”.
Na kolana klękał o. Jan Góra. W spektaklu zagrał go doskonale Krzysztof Globisz. Ojciec Góra kojarzy się przede wszystkim ze spotkaniami młodzieży, które corocznie organizuje na Polach Lednickich pod Poznaniem. Ale nie tylko.
Założył i kieruje ośrodkiem duszpasterskim dla młodzieży i studentów na górze w Jamnej. Postać będąca żywą legendą polskiego życia religijnego stała się bohaterem sztuki Marka Millera i Piotra Wojciechowskiego „Góra Góry”, przeznaczonej dla Sceny Faktu Teatru Telewizji. Prezentowane w niej widowiska w większości prezentują mało znane postacie i wydarzenia z historii wczesnego PRL-u, najczęściej o charakterze martyrologicznym. Autorzy spektaklu „Góra Góry” wykazali się nie lada odwagą, pisząc o człowieku, który żyje i którego nazwać można człowiekiem sukcesu. Bo to, co osiągnął, to niewątpliwie sukces. Tyle że w innej dziedzinie niż biznesowa, bo z tym najczęściej kojarzy nam się to słowo.
Odnaleźć inny świat
Widowisko w reżyserii Pawła Woldana ma właściwie dwóch bohaterów. Ten drugi to bohater zbiorowy, czyli młodzi ludzie, którymi zajmuje się dominikanin. Bo przecież to oni przybywają gromadnie nad Lednicę i na Jamną.
Właśnie na Jamną przyjeżdżają dziennikarka Monika i kamerzysta Witek, by zrealizować program telewizyjny o duszpasterzu. Znajdą się w świecie bardzo odległym od tego, w jakim żyją. Są młodzi, podobnie jak ci, którym zadają pytania o to, dlaczego tu przyjechali, czego oczekują, jak postrzegają o. Górę. – A może jest on duchowym feudałem otaczającym się dworem potulnych – zastanawia się na początku wizyty Witek. Bo to, co robi Góra, wydaje mu się egzotyką.
Widzą tu nie tylko młodych, którzy chcą umocnić się duchowo. Widzą ludzi często nieszczęśliwych, którzy nie znajdują oparcia w domu i w rodzinie, ludzi, którzy pobłądzili w życiu. Niektórzy znajdują tu miejsce, w którym mogą zastanowić się nad sobą, nad swoim życiem i relacjami z Bogiem, znajdują nadzieję. Inni trafili tu przez przypadek, a nawet przymusowo, jak na przykład narkoman, którego pozbyła się rodzina. Czy wszyscy doznają tu cudu przemiany? Nie. Nie wszyscy, ale, jak mówi o. Góra, „już to, że to miejsce istnieje, jest cudem”. Uczą się, czym jest miłość i odpowiedzialność.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz