Edward Kabiesz: Czy sztuka ma być pomnikiem na cześć o. Góry
Paweł Woldan, reżyser: – Można i tak na to spojrzeć, ale po projekcji w Poznaniu ktoś zadał pytanie, czy nie byłem zbyt surowy wobec o. Góry ukazując go w ten sposób w spektaklu. Te pytania świadczą, że nie jest to hagiografia. Nie jest to lustrzane odbicie o. Góry ani jego pomnik. Wprost przeciwnie. Krzysztof Globisz, grając bohatera, szuka w nim cech pozytywnych i negatywnych. To wszystko jest interpretacją aktora, co służy wyrazistości dramaturgii. Spektakl jest interpretacją jego osoby, jego kapłaństwa, jego pracy z młodzieżą. Jego samotności, jego zewnętrzności utożsamianej często wyłącznie z wielkimi wydarzeniami, z marketingiem i z show.
Spektakl prezentowany jest w Scenie Faktu. Ile w nim fikcji, a ile faktów?
– Faktem jest o. Góra i miejsce, które stworzył. Faktem jest w jakimś sensie młodzież. Fikcją jest przyjazd ekipy telewizyjnej i narkoman. Autorzy scenariusza oparli dialogi Góry na podstawie wypowiedzi, wziętych z książek i wywiadów. Również kazanie, które głosi w kościele, jest fragmentem autentycznego kazania z mojego filmu dokumentalnego o nim. W czasie realizacji, mając zgodę autorów scenariusza na zmiany, zmieniłem zakończenie. Spektakl kończył się zlotem młodzieży na Lednicy, gdzie para młodych bohaterów znowu się spotyka. Zosia z przedstawienia jest alter ego bliskiej osoby z duszpasterstwa akademickiego.
Czemu miała służyć w spektaklu konfrontacja o. Góry z grającym go aktorem? Ojciec Góra pojawia się w niej niby święty.
– Ci, którzy oglądali spektakl, twierdzą, że ta scena miała być na końcu. To scena, która w zasadzie miała być improwizacją. I jest nią. Być może jest nieco hagiograficzna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Rozmowa z Pawłem Woldanem, reż. spekataklu telewizyjnego "Góra Góry"