Pod maską fantastyki kryją się pytania o granice możliwości ludzi i maszyn. O to, na ile odpowiedzialny jest człowiek w świecie, w którym technika stwarza mu niemal nieograniczone perspektywy.
Stanisław Lem odszedł od nas 28 marca w wieku 85 lat. Zmarł w Krakowie, w mieście, z którym był związany przez niemal całe życie, choć pochodził ze Lwowa. Do Krakowa trafił po zakończeniu II wojny światowej jako repatriant. Tu kontynuował studia, tu również wydawał swoje pierwsze teksty. O dziwo nie były to powieści fantastyczne, ale… wiersze. Autor w późniejszych wywiadach mówił o nich nie bez ironii: „dzieła” i dziwił się cierpliwości redaktorów.
W 1946 r. udaje się Lemowi wydać powieść „Człowiek z Marsa” (drukowano ją w odcinkach w „Nowym Świecie Przygód”). Od tego momentu rozpoczyna się historia pisarza, który na zawsze zmienił obraz polskiej literatury fantastycznej. Sam nigdy nie chciał być zaliczany w poczet twórców fantastyki – dla niego literatura stanowiła tylko środek, drogę poszukiwania i wypowiadania prawdy o człowieku. Jednak nie zmienia to faktu, że tysiącom czytelników na całym świecie kojarzy się właśnie z literaturą gatunku science fiction. Na świecie Lem jest jednym z najbardziej znanych polskich pisarzy. Został przetłumaczony na ponad 40 różnych języków, a liczbę wydanych egzemplarzy liczy się w milionach.
Wizjoner cyberprzestrzeni
Moja „znajomość” z Lemem miała trudne, bo szkolne początki. Zostałem zmuszony do przeczytania „Bajek robotów”. Jako młody chłopiec nie doceniłem tej książki, która, wbrew tytułowi, wcale nie jest zlepkiem błahych opowiastek. Dopiero dużo później przekonałem się, że pod maską opowieści pisanych dla robocich dzieci kryją się rozważania o nauce, problemach cywilizacji. Ale na takie odkrycie Lema musiałem poczekać aż do czasu liceum i studiów. Poszukując dobrej literatury fantastycznej (wstyd było nie znać Lema, a interesować się fantastyką), sięgnąłem po „Solaris” i w końcu dotarłem do niebanalnej historii o prawdziwie naukowych podstawach. W przeciwieństwie do zalewających rynek tandetnych książek o ufoludkach i oślizgłych stworach, Lem porwał mnie historią poznawania planety, która zdawała się myśleć. Bohaterowie tej powieści stają przed dylematem, jak porozumieć się z kimś zupełnie od nich odmiennym. To właśnie Lem jako jeden z pierwszych pisarzy wysunął teorię, że istoty z innych planet nie muszą być człekokształtne. „Solaris” powstała w latach 60. – teoria informacji dopiero się rozwijała, komputery zajmowały powierzchnię kilku pięter sporego budynku, a Lem już pisał o problemach i granicach tej gałęzi nauki.
Podobnie rzecz się miała z innymi książkami. W „Dialogach” (1957), naśladujących dzieła antycznych filozofów, rozmówcy poruszają temat tworzenia identycznych kopii człowieka. To przecież łudząco podobne do współczesnych dyskusji na temat klonowania! W dość obszernym eseju „Summa technologiae” (1967) Lem pisze o cyberprzestrzeni. Nie było mowy o Internecie, a już pisarz genialnie przewidział rozwój technik telekomunikacyjnych i zagrożenia, jakie mogą z nich wyniknąć.
Dokąd zmierzasz, świecie?
Przenikliwość sądów i trafność prognoz miały jednak konkretne źródło. Była nim ogromna erudycja pisarza i zdolność do odnajdywania się w powodzi informacji i dezinformacji, jaką funduje nam współczesność. Czytając wywiady udzielone przez autora „Solaris”, można odnieść wrażenie, że nie ma takiej dziedziny wiedzy, o której Lem nie wypowiedziałby się ze znawstwem. Władał biegle kilkoma językami, śledził wszelkie nowinki naukowe, czytał fachowe czasopisma. Myślę, że Lem jako jeden z nielicznych myślicieli podjął próbę objęcia współczesnej wiedzy o świecie i robił to z niezłym skutkiem. Sam wielokrotnie wspominał, że towarzyszy mu nieustanne wrażenie „przyspieszającego świata”. I stawiał pytanie: „dokąd?”. Odpowiedź zawarta w jego dziełach nie była zbyt optymistyczna. Oskarżał ludzkość o egoizm i głupotę. Pod maską fantastyki kryją się trudne pytania o granice możliwości ludzi i maszyn. O to, na ile odpowiedzialny jest człowiek w świecie, w którym technika stwarza mu niemal nieograniczone perspektywy.
Prawda o człowieku, jaką odnajdujemy w Lemowych dziełach, często jest bardzo gorzka, nawet bolesna. Jest to sąd człowieka niewierzącego w Boga, bardzo krytycznego wobec ludzi. A jednak cały czas dążącego do poznania prawdy, szukającego ścieżki w labiryncie współczesności. Owocem tych poszukiwań jest jego proza, trudna, wymagająca, ale szalenie ciekawa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Grec, nauczyciel języka polskiego w Zespole Szkół Katolickich nr 1 w Katowicach