Dlaczego Papież pisał wiersze? Czyżby Mu nie wystarczały encykliki i kazania do milionowych rzesz? Dlaczego dwa lata przed śmiercią napisał „Tryptyk rzymski”? Po co Mu to było???
Zdumienie” to jedno z tych kilku słów-kluczy „Tryptyku”, które są czymś w rodzaju filarów dźwigających cały utwór. Jedna z dwóch części pierwszego skrzydła „Tryptyku” nosi też taki właśnie tytuł: „Zdumienie”. Ona to otwiera dzieło.
Dowiadujemy się z niej, że zdolność zdumiewania się jest cechą arcyludzką, wyróżniającą człowieka spośród stworzeń. „Potok się nie zdumiewa”, tłumaczy Autor, „lecz zdumiewa się człowiek!”. Dlatego człowiek zawsze „był samotny z tym swoim zdumieniem/ pośród istot, które się nie zdumiewały”. I choć „przemijał wraz z nimi”, dzieląc wspólny los wszystkich stworzeń, to jednak czynił to inaczej, „na fali zdumień”. I gdzieś tu właśnie zdaje się tkwić tajemnica wyjątkowości człowieka, zarzewie jego ostatecznej „nieprzemijalności”, jedyne w swoim rodzaju istnienie będące obrazem i podobieństwem Najwyższego.
Czytamy: „Zdumiewając się, wciąż się wyłaniał/ z tej fali, która go unosiła”. Człowiek jest więc niejako reprezentantem świata wobec Boga, „miejscem spotkania” „wszystkiego” ze „Słowem Przedwiecznym”. Jest progiem, który świat w nim przekracza... Jest zdumieniem samym. „Kiedyś temu właśnie zdumieniu nadano imię »Adam«”... I, jako taki, człowiek – ze środka zdumienia – ma śmiałość mówić „wszystkiemu wokoło”: „przemijanie ma sens”.
Jan Paweł II nie pierwszy raz przy pomocy kategorii zdumienia zdefiniował tu największe pojęcia ludzkiego i chrześcijańskiego universum. W pierwszej encyklice, w Redemptor hominis, znajduje się porywający passus, w którym Ewangelia i chrześcijaństwo doczekały się takiego oto określenia: „głębokie zdumienie wobec wartości i godności człowieka nazywa się Ewangelią, czyli Dobrą Nowiną.
Nazywa się też chrześcijaństwem. Stanowi o posłannictwie Kościoła w świecie – również, a może nawet szczególnie – »w świecie współczesnym«. Owo zdumienie (...) pozostaje najściślej związane z Chrystusem”. Zaś w Ecclesia de Eucharistia pisze o serii „wielkich i wdzięcznych zdumień”, które budzi w nas Eucharystia, jej niepojęty dar i niepojmowalna tajemnica. I tak we wprowadzeniu uzasadnia cel powstania dokumentu: „Pragnę to eucharystyczne »zdumienie« rozbudzić, pisząc tę Encyklikę (...)”.
Poezja to zdumienie. Poezja to także zachwyt, „małe ziarenka zachwytu, zmieniające smak świata” – jak powiedziałby Adam Zagajewski. I w tę właśnie stronę, w stronę zdumienia, zachwytu i żarliwości, unikających łatwej pociechy i naiwności, bo stojących na gruncie wiary w sens stworzenia („było bardzo dobre” Rdz 1,31) i odkupienia („aby przez Niego znów pojednać wszystko z sobą” – Kol 1,20) – rozwijało się teologiczno- -poetyckie dzieło Jana Pawła II. A rosło ono w poprzek wielu tendencji postmodernistycznych w literaturze, stając się swoistym znakiem sprzeciwu wobec nich. Ale nie tylko wobec nich: również wobec gestów nieufności i odgórnego odrzucenia współpracy teologii ze sztuką, wiary z kulturą, kapłana z artystą. Papież wiedział doskonale (teoretycznie i praktycznie) to, czego nieraz nie dostaje naszym współczesnym ewangelizacyjnym wysiłkom, a co Paweł VI mówił w imieniu pasterzy Kościoła artystom: „Jeśli zabraknie nam waszej pomocy, nasza posługa stanie się jąkaniem i czymś niepewnym”.
Moja osobista fascynacja dotyka tej właśnie kwestii: że Papież w ogóle sięgał po poezję jako środek wypowiedzi. Że pisał „List do artystów”, „Tryptyk rzymski”, godził się na reedycje wierszy i dramatów z czasów krakowskich, że się zdumiewał i nie lękał się o swoich zdumieniach pisać.
Istnieje bowiem w szeregach obrońców prawdy i ortodoksji – piszę to bez jakiejkolwiek ironii: sam chciałbym do służących prawdzie i ortodoksji należeć; o czym donoszę z pokorą – przekonanie, że poezja (szerzej: literatura, sztuka) są dziś koniem trojańskim postmodernistycznych trucizn, niuejdżowskiego braku jednoznaczności itp. Dlatego postulowany jest duży stopień nieufności wobec sztuki, nie tylko „zdegenerowanej” (prześmiewczej, błazeńskiej, bluźnierczej), ale każdej, ponieważ w każdym rodzaju sztuki tkwią ziarna szaleństwa, a przynajmniej ten rodzaj niejasności, który deformuje logikę poznania i zaciemnia drogę do prawdy. Najogólniej: w pięknie tkwi odwieczna pokusa izolacjonizmu od dobra i prawdy; stąd zalecenie najwyższej ostrożności wobec „poezji i poetów”, a w sumie zgoda (milcząca, w najlepszym wypadku) na powtórzenie gestu Platona, który miał wszak wygnać poetów z miasta...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego