Ci, którzy zostali wrzuceni do stajni, nie przegrywają, lecz odnajdują w niej Krainę Aslana. Stają się bohaterami „opowieści, która trwa wiecznie, w której każdy rozdział jest lepszy od poprzedniego”.
Jestem dzieckiem długich korytarzy, pustych słonecznych pokoi, samotnie odwiedzanych strychów i pojękiwań wiatru przeciskającego się pomiędzy dachówkami” – napisał kiedyś Clive Staples Lewis. Czytelnikom „Lwa, czarownicy i starej szafy” to wyznanie od razu skojarzy się z domem starego Profesora z pierwszej części narnijskiego cyklu. Miłośnicy książek Lewisa wiedzą, jak wiele tajemnic może kryć w sobie taki dom. Nawet z pozoru zwyczajna szafa może stać się bramą do innego świata…
Nawrócony w drodze do zoo
Clive Staples Lewis urodził się w Belfaście w 1898 roku. Ojciec, Walijczyk, był notariuszem, zaś matka pochodziła z domu anglikańskiego duchownego. Osierociła chłopca, gdy miał dziewięć lat. Młody Clive, a właściwie Jack, bo tak na siebie mówił, był pożeraczem książek. Już w tym czasie kształtowała się jego pisarska wyobraźnia. Razem z bratem Warrenem układał baśnie z Krainy Zwierząt, które ilustrował rysunkami kotów, królików i rycerzy.
Jako nastolatek rozstał się z chrześcijaństwem, a I wojna światowa, podczas której stracił przyjaciela, wytworzyła w nim przekonanie o diaboliczności natury. Przemiana religijna nastąpiła dopiero w Oksfordzie, gdzie po studiach został wykładowcą literatury średniowiecznej i renesansowej. Tam poznał m.in. Johna Ronalda Reuela Tolkiena, z którym połączyła go głęboka przyjaźń i pełne pasji dyskusje o literaturze w kręgu „The Inklings” – stowarzyszeniu oksfordzkich filologów. Tam też zafascynował się pisarstwem Frazera i Chestertona. Stopniowo zaczynał patrzeć na historię przez pryzmat wcielenia i ofiary Chrystusa. Zaczął się modlić. „To, czego tak bardzo się bałem, spotkało mnie w końcu. Wiosną 1929 roku poddałem się i uznałem, że Bóg jest Bogiem. Ukląkłem i modliłem się tej nocy jak największy i najbardziej opieszały grzesznik w całej Anglii” – wspominał pisarz.
Decydująca przemiana dokonała się jednak nieco później, podczas… wycieczki do ogrodu zoologicznego. „Kiedy wysiedliśmy z autobusu, nie wierzyłem jeszcze, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym, ale kiedy parę chwil później wchodziliśmy do zoo, już wierzyłem z całego serca” – napisał po latach.
Wyjaśniać i bronić wiary
Tuż po nawróceniu odkrył swoją misję w świecie: „Uważam, że najlepszą, a może i jedyną przysługą, jaką mogę oddać moim niewierzącym bliźnim, jest wyjaśniać i bronić wiary, którą wyznawali niemal wszyscy chrześcijanie wszystkich czasów”. Sam został anglikaninem, ale różnice pomiędzy wyznaniami chrześcijańskimi nie stały się tematem jego pisarstwa. Uważał, że dyskusje na ten temat zniechęcają tylko postronnych do wspólnoty Chrystusowej, on zaś poszukiwał tego, co wspólne. „Trylogia międzyplanetarna” czy „Listy starego diabła do młodego” w fascynujący, nie tylko pod względem literackim, sposób opowiadają o historii zbawienia i duchowej walce.
Wyjaśnianiu wiary służy też m.in. baśniowy cykl „Opowieści z Narnii”, który stanowi alegorię chrześcijańskiego dramatu dziejów. Oczywiście nie mamy tu do czynienia z łopatologicznym tłumaczeniem prawd wiary – Lewis zaprasza nas do fantastycznej krainy, która istnieje „równolegle” do naszego świata. Jednak ta kraina również ma swoją historię zbawienia, swój początek, grzech i odkupienie. Do szczęśliwej krainy, stworzonej „z niczego” przez Wielkiego Lwa Aslana, niemal u samego progu jej istnienia wkracza zło. Digory, mały Anglik przeniesiony do Narnii za sprawą czarów, z ciekawości uderza w dzwon, budząc Białą Czarownicę Jadis. Za kilkaset lat nastanie „wieczna zima” i potrzeba będzie wielkiej ofiary, by zmienić tę sytuację.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski