Nowy film Zanussiego zebrał entuzjastyczne recenzje. Dziennikarze włoscy zauważyli, że dzieła o sprawach ważnych powstają w Europie Wschodniej. Do takich z pewnością należy "Persona non grata".
Krzysztof Zanussi mógł nakręcić swój film już w zeszłym roku. Ale zrezygnował, żeby wyprodukować „Pręgi” Magdaleny Piekorz. Byłam świadkiem, jak w telefonicznej rozmowie ze swoim studiem „Tor” powtarzał, że priorytetem jest uzyskanie funduszy na obraz młodej reżyserki. Jego film czekał i wszedł na ekrany dopiero we wrześniu tego roku, zahaczając o 25. rocznicę „Solidarności”. Stało się to okazją do włączenia go w nurt dyskusji na temat losów elity inteligenckiej, która razem z robotnikami w latach 80. wyprowadziła Polskę z systemu komunistycznego. Czy zachowały się ideały „Solidarności”? Czy potrafiła odnaleźć się w świecie, o który walczyła? Na te i inne pytania zdaje się odpowiadać Zanussi.
Odkrywanie prawdy
Głównemu bohaterowi filmu – Wiktorowi (jak zwykle wyrazisty i przekonujący Zbigniew Zapasiewicz), dawnemu opozycjoniście, dziś ambasadorowi Polski w Urugwaju, udało się znaleźć miejsce w postsolidarnościowym kraju. Dopiero nagła śmierć żony Heleny (Halina Golanko) staje się powodem do „zlustrowania” swego otoczenia, siebie, a nawet zmarłej ukochanej.
Nie przez przypadek używam popularnego dziś słowa – lustracja. Jest ono w pewnym sensie kluczem do naszych czasów, w których wszyscy chcą sprawdzać wszystkich. Działania Wiktora w imię odkrywania prawdy o swoich współpracownikach, żonie, która mogła mieć romans z jego przyjacielem Olegiem, rosyjskim wiceministrem spraw zagranicznych (w jego rolę wcielił się rosyjski reżyser Nikita Michałkow), boleśnie wnikają w szczegóły przeszłości. Są gwałtowne, wywracają rzeczywistość do góry nogami. Ale tylko dzięki temu szaleńczemu dociekaniu możemy zobaczyć absurd nowego świata, rządzącego się starymi, znanymi z czasów komuny regułami.
Dawni aparatczycy (można się domyślać, że ubekiem był radca ambasady – świetny Jerzy Stuhr) dalej biorą udział w grze, posługując się starymi metodami: donosy, insynuacje. Ale i tropiący prawdę Wiktor nie daje sobie rady ze sobą i z tym, że przyszło mu udowadniać przyjaciołom ich małość. Ucieka w alkoholizm, przebiera miarę, jak Konsul z kultowej powieści „Pod wulkanem” Malcolma Lowry’ego. Tamten człowiek-nikt cierpi z powodu zdrady ukochanej. Ten pije z powodu domniemanej zdrady żony, ale i zdrady całego świata. – „Widzi, że on rządzi się już innymi prawami, nie umie w nim żyć” – powiedział mi grający w filmie Jerzy Stuhr.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych