Na tablicy przed kościołem w Lelowie nazwiska mieszkańców pomordowanych przez hitlerowców 4 września 1939 r. Wśród nich robotnik Ignacy Trenda. Rozstrzelany, bo nie podpalił krzyża wiszącego w kruchcie.
Tablica moknie w deszczu, a na niej wypisani po kolei Polacy i Żydzi. Obok siebie szewc, rolnik, listonosz, rzeźnik, nieznajomy mężczyzna. Na półeczce wypalony znicz, sztuczny kwiat. Tamten barokowy lipowy krzyż z przełomu XVI i XVII w. przeniesiono z przedsionka do głównego ołtarza. Cudownie ocalał, choć po odmowie Trendy hitlerowcy dwukrotnie sami próbowali go podpalać, w spalonej już świątyni. – Chrystus miał zwęglony długi palec u nogi i ciało całe w bąblach, jak poparzone, widać farba poodchodziła, stopiły się też okucia – opowiada ks. Wacław Ligór, jedyny żyjący dziś świadek tamtych zajść. – Szkoda, że go takiego nie zachowali – dodaje. Mieszka w domu księży emerytów w Kielcach. Wtedy miał 6 lat. Przez ostatnie trzy miesiące codziennie odmawia modlitwę o beatyfikację Trendy. – Obrazki rozdaję, apostołuję, żeby tę sprawę w niebie zauważyli. Bo na początku nie doceniało się faktu, że Trenda zginął męczeńsko. Mówiło się tylko o krzyżu.
Portret pamięciowy
Przyszły błogosławiony był ojcem kolegi szkolnego ks. Ligóra, młodszego o rok Janka. Dlatego myśli o nim „Trenda”, czasami „pan Trenda”. – Szedłem wtedy z babcią Pauliną, żeby zagonionym pod kościół mężczyznom zanieść zupę w wiadrze. Trzymałem się za wiadro i zamiast pomagać, przeszkadzałem. Zauważyłem, jak Niemcy wepchnęli ojca Janka do kościoła, przed krzyż. Musiał nieraz go całować, wchodząc do środka. Ktoś nasypał pod nim górkę siana i patyków. Zmusili Trendę, żeby odkręcił kanister i polał je ropą. Nie słyszałem, co mówił, ale widziałem, jak kręcił głową. (Według zeznań uczestników wydarzeń powiedział wtedy: „Jezusicku mój kochany ja Cię podpalał nie będę”). Upadł na ręce, ale się podniósł. Jakiś Niemiec wypchnął go przed kościół, kazał się odwrócić, a wtedy rozległ się pierwszy strzał. Trafiony chwycił się za brzuch, ale Niemcy strzelali wyżej, w głowę. Upadł.
Tamtą scenę ksiądz ma w oczach do dziś. – Przestraszyłem się, zacząłem uciekać i już nic nie pamiętam – mówi. Na szafce leży sterta obrazków z podobizną przyszłego sługi Bożego. Nie zachowało się jego żadne zdjęcie. Ten portret pamięciowy plastyk współpracujący z policją w Kielcach narysował kilka lat temu przy pomocy dziesięciu ludzi, którzy pamiętali Trendę. (Przez ostatnie kilka lat większość z nich zmarła). Jakby miał być pomocny w poszukiwaniu tego prawie anonimowego lelowskiego bohatera, zgubionego w przeszłości. Biednego, niepiśmiennego robotnika najemnego, którego nie stać było na fotografa. – Według mnie, miał szczuplejszą twarz, nosił kapelusz, tylko nie nowy, ale zniszczony – dodaje ks. Ligór. – W tamte wrześniowe dni każdy się starał, żeby go nie zabili. A on wybrał krzyż. Bo święty to ten, który bardziej ukochał.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych