Ks. prałat Henryk Jankowski na zawsze pozostanie jedną z twarzy Sierpnia '80, kiedy rodziła się "Solidarność" i nasza wolność.
Niespodziewana śmierć w wieku 74 lat wydobyła go z mroku zapomnienia, w którym znajdował się od kilku lat. Przypomniano sobie jego wielkie zasługi, a czarna legenda poszła w zapomnienie. Ponieważ ks. prałat Jankowski był postacią historyczną i za taką sam się uważał, jego biografia musi być konfrontowana z faktami, nawet jeśli czasami są one dla niego niewygodne. Jedno nie ulega wątpliwości: był to kapłan wyjątkowy, a jego życie wywarło wpływ na epokę, w której żył.
Duszpasterz stoczniowców
Stocznia im. Lenina w Gdańsku leży na terenie parafii św. Brygidy, więc to tam w sierpniu 1980 r. przyszli stoczniowcy z prośbą o wsparcie duchowe w czasie strajku. Ks. Jankowski nie miał kontaktów z opozycją przed Sierpniem, jak kilku innych wybitnych kapłanów z Wybrzeża: przede wszystkim niezłomny i skromny ks. Hieronim Jastak z Gdyni, zwany „królem Kaszubów”. Ks. Jankowski zasłynął tym, że w ciągu 10 lat odbudował z ruin jedną z piękniejszych gdańskich świątyń – kościół pw. św. Brygidy, spalony podobnie jak wiele innych w mieście przez żołnierzy Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. W sierpniu 1980 r., zanim poszedł do stoczniowców, zapytał o zgodę swego biskupa Lecha Kaczmarka, który także był ostrożny, i zaczął sondować, co o tym myślą władze. Gdy wszyscy się zgodzili, ks. Jankowski przyszedł 17 sierpnia do stoczni i szybko zdobył serce strajkujących robotników. Wtedy także poznał Lecha Wałęsę. Później przywódca „Solidarności” wielokrotnie korzystał z jego pomocy i wsparcia. Nic dziwnego, że razem pojechali do Watykanu na historyczną audiencję u Jana Pawła II w styczniu 1981 r. Ks. Jankowski nigdy o Wałęsie nie zapomniał, odwiedzał go w czasie internowania i otaczał opieką jego rodzinę. Był już wtedy oficjalnym kapelanem „Solidarności”, gdyż taki tytuł na wniosek związkowców przyznał mu w kwietniu 1981 r. kard. Stefan Wyszyński.
Gra z bezpieką i szykany
Od grudnia 1980 r. do maja 1982 r. ks. Jankowski był prowadzony w dokumentacji Wydziału IV KW MO w Gdańsku jako kontakt operacyjny (KO) „Libella” oraz pod drugim pseudonimem „Delegat”. Praktycznie cała dokumentacja tych kontaktów została zniszczona w sierpniu 1990 r. W wyniku żmudnej kwerendy pracownicy IPN odnaleźli w różnych materiałach kilkanaście meldunków operacyjnych, z których wynika, że KO „Libella” był uznawany za ważnego agenta wpływu oraz wykorzystywany do rozpracowania NSZZ „Solidarność” i Kościoła. Ks. Jankowski zaprzeczał, jakoby miał agenturalne kontakty z SB, choć potwierdzał spotkania i rozmowy z funkcjonariuszami. Miało to jednak być częścią gry politycznej toczonej z aparatem bezpieki. Prof. Jan Żaryn, który obszerniej pisał na ten temat, teraz w rozmowie z „Gościem” podkreśla, że ks. Jankowski z całą pewnością nigdy nie był agentem bezpieki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski