Przez setki lat prymas z Gniezna wpływał na losy Kościoła w całej Polsce. Dzisiaj nie ma znaczenia politycznego, ale symbolizuje tysiącletnią tradycję polskiego chrześcijaństwa.
Szukając materiałów na temat roli prymasa w naszych dziejach, przypomniałem sobie rozmowę, jaką 10 października przeprowadziłem na pokładzie rządowego samolotu z Prezydentem RP. Okazja była wyjątkowa, gdyż zostałem zaproszony, aby towarzyszyć prezydentowi w wyjeździe na uroczystości kanonizacyjne w Watykanie, gdzie wyniesiony na ołtarze został abp Zygmunt Szczęsny Feliński. Rozmawialiśmy m.in. o urzędzie prymasa i czekających nas zmianach na tym stanowisku. Wtrąciłem uwagę, że obecnie ten urząd ma znaczenie wyłącznie honorowe. – Ale honor to także ważna rzecz, skomentował Prezydent RP, i miał rację. Prymasi Polski dzielili los narodu. Im gorzej było z naszą państwowością, tym ważniejszy był ich urząd. A gdy państwa zabrakło, został tylko tytuł prymasa, z którym państwa zaborcze nieustannie walczyły.
Koronujący królów
Od chwili powstania archidiecezji gnieźnieńskiej w 1000 r. rola jej pasterza była wyjątkowa. Pierwszeństwo arcybiskupa, który był strażnikiem relikwii św. Wojciecha, było oczywiste. On koronował władców, zwoływał synody prowincji oraz sprawował pieczę nad całą metropolią. Nie używał jednak, przynajmniej formalnie, tytułu Prymasa Polski. Potrzeba urzędowego zadekretowania urzędu prymasowskiego pojawiła się dopiero, gdy ok. 1376 r. w Haliczu na Rusi powstała nowa stolica archidiecezji, którą po kilkudziesięciu latach przeniesiono do Lwowa. Ponieważ nagle pojawiło się dwóch arcybiskupów, trzeba było uregulować sprawę ich pierwszeństwa.
Z tym dylematem na sobór w Konstancji pojechał metropolita gnieźnieński Mikołaj Trąba. Był jednym z największych umysłów tamtej epoki, nie tylko w skali naszego kraju. Czas dla Kościoła był wyjątkowo trudny. Sobór wydawał się ostatnią szansą na przezwyciężenie kryzysu, nazwanego później wielką schizmą zachodnią. Tam abp Trąba zabiegał o potwierdzenie dla siebie i swoich następców prymatu Gniezna w całym Kościele w Polsce. W soborowym dekrecie, wydanym zapewne w 1417 r., otrzymał tytuł Prymasa Polski, z którym związane były dwa ważne przywileje: prawo pierwszeństwa w Kościele oraz prawo koronowania władców Polski. Od tej pory, z małymi wyjątkami, koronę na głowę kolejnych królów Polski w katedrze wawelskiej wkładał Prymas Polski, arcybiskup gnieźnieński. On także zwykle błogosławił małżeństwo królewskie oraz chrzcił potomstwo królewskiej pary i przewodził ceremonii pogrzebowej władcy. Zatwierdzał także wybór biskupów z terenu metropolii. Miał prawo reprezentowania Kościoła polskiego na zewnątrz oraz był jednym z najważniejszych królewskich doradców. Gdy ukształtował się senat, Prymasowi Polski przysługiwało tam zawsze pierwsze miejsce. Przed nim był tylko król.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski