Austriacki chłop, który postawił się III Rzeszy. Ukochany mąż z nieślubną córką i święty, którego życie nie zawsze było wzorowe. Męczennik za wiarę, któremu spowiednik nie dał rozgrzeszenia. Kim był Franz Jägerstätter?
Orzeczenie o stanie zdrowia psychicznego, wydane przez psychiatrę z aresztu, brzmiało wyraźnie: nie stwierdza się oznak niepoczytalności. A jednak wszystkim sąsiadom w malutkiej wiosce St. Radegund (dziś 620 mieszkańców, 202 domy, gospoda, kościół, szkoła) wydawało się, że musi być wariatem. Najpierw wtedy, gdy jako jedyny w 1938 r. zaprotestował przeciwko włączeniu Austrii do Niemiec, a później, gdy odmówił służby wojskowej w Wehrmachcie, woląc nóż katowskiej gilotyny w więzieniu w Brandenburgu nad Hawelą, niż złamanie wierności chrześcijańskiemu sumieniu. Kim był człowiek, którego wyjątkowa decyzja do dziś wywołuje w Austrii gorące emocje?
Lekkoduch kochający życie
Życie Franza Jägerstättera mogłoby pewnie wyglądać tak, jak większości młodych Austriaków urodzonych w pierwszych latach XX wieku. Może nawet zginąłby na froncie wschodnim, gdzieś pod Stalingradem, a jego żona – Francisca, zamiast szykan zyskałaby świadczenia przysługujące wojennym bohaterom. Ale syn Rosalii Huber i Franza Bachmeier, którzy nie mogąc pobrać się z powodu biedy, dali dziecku imię po ojcu, wybrał inną drogę. Nie, nie od razu był uważany za dziwaka. Po ślubie matki z właścicielem gospodarstwa Heinrichem Jägerstätterem został adoptowany. Pracował na bawarskiej farmie, potem znalazł zajęcie w kopalni rudy żelaznej w Styrii, wreszcie wrócił do swojej rodzinnej wsi.
Na zdjęciach Franza sprzed 1927 r. widać świetnie, według najnowszej miejskiej mody, ubranego mężczyznę. W 1933 r. odziedziczył po zmarłym ojczymie gospodarstwo. Zapamiętano, że był wesoły i towarzyski. Jako właściciel pierwszego w swojej wsi motocykla, musiał mieć też licznych przyjaciół. W tym okresie przyszła też na świat jego córka, jak on sam – nieślubna. Nigdy się jej jednak nie wyparł. Lekkoduch i człowiek kochający życie nie rokował więc, jak typowy dwudziestolatek, nadziei na głębokie religijne życie.
W każdym razie nikt nie powiedziałby o nim, że zostanie za kilka lat zakrystianinem. A już na pewno nie błogosławionym. Choć troska, z jaką zajął się chrześniakiem, a także list, w którym starał się przekazać mu życiowe wskazówki, sugerują już pewną zmianę. Pisze w nim między innymi o wątpliwościach wiary: „Gdyby naszły Cię kiedyś […], pomyśl o cudach i naszych świętych […]. Jeśli chcemy kiedyś osiągnąć nasz cel, musimy również stać się bohaterami w wierze, ponieważ dopóki bardziej boimy się ludzi niż Boga, dopóty niczego nie osiągniemy”. Widać w tym wpływ lektur znalezionych w domu Jägerstätterów. Zwłaszcza fascynujących go „Legend świętych na dzień powszedni i dni świąteczne całego roku”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Gołąb