Matury. W szkole urszulanek w Rybniku wszystko idzie jak w zegarku. Ustalony rytm dnia przerywają tylko telefony od dziennikarzy. Materiał chce też robić telewizja. Nie, nie o maturach. O „aferze w bibliotece”.
Książkę „Mały Książę” znajdziesz tam! – bibliotekarka pokazuje chłopakowi w granatowej bluzie odpowiednią półkę. – Przecież on nie powiedział, czego szuka – dziwię się. – Lata praktyki robią swoje – robi oko rozmówczyni. Rzeczywiście, Gabriela Bonk od lat perfekcyjnie prowadzi bibliotekę szkolną gimnazjum i liceum sióstr urszulanek w Rybniku. To najlepiej zaopatrzona taka placówka w rejonie. Ma ponad 24 tysiące woluminów. Wszystko w tej bibliotece jest, nawet katalog zawartości czasopism. Nie ma tylko jednego – wydzielonej kanciapy dla bibliotekarza. I ten właśnie brak przyniósł rybnickiej szkole urszulanek niechciany rozgłos. Gdyby bowiem pani Bonk miała swój pokoik, nikt niepowołany by tam nie zaglądał. I żaden uczeń nie zauważyłby pudełka z napisem „dla dorosłych”. – Źle zrobiłam, że to napisałam. Ale cóż, stało się – uśmiecha się gorzko.
Afera z niczego
A co się stało? Oczywiście napis uczniów zaintrygował i – prawdopodobnie – sprawdzili zawartość. A było tam pięć książek. Wśród nich „Kod Leonarda da Vinci” Dana Browna i „Fantastyka” Borisa Akunina. W katalogu figurowały z adnotacją „tylko dla nauczycieli”. Były też dwie książki, po których zakupieniu bibliotekarka zorientowała się, że zawierają treści nieprzyzwoite. Uznała, że młodzież nie powinna tego czytać i postanowiła je usunąć. I jaka to sensacja? Właściwie żadna, ale ktoś z uczniów wyniósł tę informację do jednego z lokalnych tygodników, a ten zrobił z niej temat numeru. Opisujący sprawę tekst był mocno podlany poprawnym politycznie sosem niechęci do instytucji katolickich, co zwiększyło jego medialną atrakcyjność. Toteż przed kilkoma dniami sprawą zajął się ogólnopolski dziennik „Polska”. Gazeta sprawę omówiła, przytoczyła zróżnicowane opinie, a własny stosunek wyraziła wytłuszczoną czcionką: „Bestsellery trafiły na listę ksiąg zakazanych”.
Dobre ośmieszyć
Można by to przemilczeć, bo to sprawa na pozór drobna. Ale temat dotyczy zbyt ważnej kwestii, żeby bez komentarza przechodzić nad nią do porządku. Bo tu chodzi o sprawę zasadniczą – o wychowanie młodzieży. Jakoś nie przeszkadzają mediom „postępowym” próby zawładnięcia duszami młodych, jakie podejmuje lobby homoseksualne i ludzie zawiadujący rynkiem aborcji i antykoncepcji. Przeciwnie – można tam wyczytać pochwały dla inicjatyw takich środowisk i zachęty do opanowywania przez nie szkół. W tej sytuacji nie dziwią próby ośmieszania szkół katolickich, gdzie takie rzeczy z definicji nie przejdą. Takim placówkom jak rybnickie urszulanki nie można zarzucić złych wyników nauczania i nierzetelności, ale można rozpowiadać, że siostry cofają edukację w mroki średniowiecza.
Tymczasem prawda jest taka, że każda szkoła – a już zwłaszcza katolicka – nie tylko może, ale wręcz ma obowiązek troszczyć się o to, co czytają jej uczniowie. Pewnie, że każdy może dowolną książkę kupić lub wypożyczyć gdzie indziej – ale właśnie chodzi o to, żeby niewłaściwych książek nie można było zdobyć w szkole. Ich dostępność – lub nieobecność – w bibliotece szkolnej jest swoistym świadectwem. Oczywiście można się spierać, jakie książki uznamy za niewłaściwe, ale to szkoła odpowiada za wychowanie uczniów. Szkoła – a nie ludzie, którzy za świętość uważają każdy hit jednego sezonu, okrzyknięty bestsellerem zanim się jeszcze ukazał. Zwłaszcza taki, który drwi z chrześcijaństwa, kłamie i wykrzywia jego największe świętości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak