Czy rabin Rzymu może zostać chrześcijaninem? Israel Zolli pod koniec życia przyjął chrzest. Nie odcinał się od żydowskich korzeni. Wiedział, że Tora i Talmud przygotowały go do przyjęcia Mesjasza.
Wieczorem odbywał się ostatni obrzęd religijny (w synagodze – J.D.), któremu przewodniczyłem (…). Byłem jakby nieobecny, zostawiłem innym recytowanie modlitw i śpiewy. Okiem umysłu zobaczyłem nagle łąkę rozciągającą się w górze, z błyszczącą trawą, lecz bez kwiatów. Na łące ujrzałem Jezusa ubranego w biały płaszcz, nad Jego głową rozpościerało się niebieskie niebo. W głębi serca usłyszałem słowa: Jesteś tu po raz ostatni. Odpowiedź mojego serca brzmiała: Niech tak będzie. Takie wyznanie złożył rabin Zolli w swojej książce „Przed świtem”, obecnie wydanej ponownie (w poszerzonej wersji) w Polsce pod tytułem „Byłem rabinem Rzymu…”. Był rok 1945, kończyła się właśnie zawierucha wojenna, która wyjątkowo dotknęła jego współbraci w wierze. Kilka dni po opisywanych wydarzeniach rabbi złożył rezygnację z pełnionych funkcji. I najzwyczajniej w świecie poszedł do księdza, jak sam pisze, „jako ktoś nieznany, by otrzymać naukę o chrześcijaństwie”.
Tęsknota nieuświadomiona
Co skłoniło rabina Rzymu do podjęcia tak odważnej decyzji? Nie było to typowe nawrócenie. Wierny żyd, uczony w Piśmie, całe życie poświęcił służbie Bogu Abrahama, którego wyznają także chrześcijanie. Zolli przyznaje, że w pewnym momencie swoich poszukiwań, badań nad tekstami, zasiane zostało „ziarno życia chrześcijańskiego”. Zaczął słuchać głosu Chrystusa, którego jeszcze do końca nie znał. „Zdarzenie, które zaszło w głębi mojej duszy, było dla mnie jak przybycie ukochanego gościa”, napisał. Wyznaje, że zaczął iść ścieżką, która zbliżyła go „do ziemi obiecanej, do chrześcijaństwa”.
Zdawał sobie sprawę, że przyjmując chrzest, naraża się na odrzucenie przez społeczność żydowską. Niektórzy nawet podejrzewali, że jego konwersja była podyktowana nieporozumieniami wewnątrz gminy żydowskiej. I odejście było tylko manifestem wobec oponentów. Zolli zdecydowanie odrzucał taką interpretację. Twierdził, że spory dotyczyły spraw judaizmu, ale były to tylko zwykłe dyskusje i burze, jakie toczą się w każdej wspólnocie wiary. Odkrywanie Ewangelii dokonywało się równolegle i z nikim nie dzielił się swoimi przeżyciami. Przyznał później, że nawet swoją książkę „Nazarejczyk” napisał, nieświadomie gloryfikując chrześcijaństwo. „Chrystianizm stawał się dla mnie wiosną, prawie bez udziału mojej świadomości” – tłumaczył.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina