Gdzie osiadła biblijna Arka Noego? Tego dnia zatrzymała się w malutkim kościółku przy ulicy Smoleńsk w Krakowie. Świętowali w nim polscy Ormianie. Kim są?
Przez szczeliny drzwi sączy się intensywny zapach kadzidła. Wchodzę do niewielkiego kościółka. Ołtarz otaczają polscy Ormianie. Smagli, opaleni, o kruczoczarnych włosach. Z ołtarza płynie pieśń liturgiczna. Stoję oczarowany, choć nie rozumiem ani słowa. Nic dziwnego. To egzotyczne, surowo brzmiące wersy starożytnego języka ormiańskiego w klasycznej formie, zwanej grabar. Liturgia ormiańska jest jedną z najstarszych na świecie. Jej aktualna postać pochodzi z VII wieku i nawiązuje do jerozolimskiej liturgii pierwszych apostołów.
Zbliża się podniesienie. Ksiądz Tadeusz Isakowicz--Zaleski, duszpasterz polskich Ormian, zdejmuje buty. Błyskawicznie przypominają mi się słowa, które z płonącego krzaku usłyszał Mojżesz: „Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą”. Kapłan z namaszczeniem podnosi do góry kielich. „Dziś objawia się Niewidzialny” – słyszę słowa liturgii Bożego Narodzenia i Epifanii.
Te kamienie krzyczą
Kim są polscy Ormianie? By poznać ich historię, musimy cofnąć się co najmniej do czasów... biblijnego potopu. Dlaczego? Bo Arka Noego miała osiąść na stoku potężnej góry Ararat. To w jej cieniu wyrosło państwo Ormian. Sami opowiadają, że założycielem ich narodu był wnuk Noego, Hajk. Od jego imienia swój kraj nazwali Hajastanem.
Osip Mandelsztam nazwał Armenię krajem „krzyczących kamieni”. Bo to rzeczywiście kamienie, kamienie i jeszcze raz kamienie. – I fatalne położenie geopolityczne – dodaje Ryszard Kapuściński. – Co najmniej 2 tysiące lat groziła Ormianom totalna zagłada. Bo ich dzieje mierzy się tysiącami lat. Jesteśmy w tej części świata, którą zwykło się nazywać kolebką ludzkości. Babilon i Asyria są jej sąsiadami. Biblijne rzeki Tygrys i Eufrat biorą początek w jej granicach. Ormianie przyjęli chrześcijaństwo siedem wieków wcześniej niż my. Dziesięć wieków przed nami zaczęli pisać we własnym języku.
To właśnie słowo pisane i religia zachowały ich tożsamość narodową. Bo Armenia była od niepamiętnych czasów areną niekończących się wojen. Niewiele jest na ziemi miejsc, gdzie przelano tyle krwi. Z powodu nagromadzenia zabytków jest to prawdziwe muzeum pod otwartym niebem. Wiele tu średniowiecznych klasztorów, kościołów i kamiennych krzyży – haczkarów, znajdujących się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach: w górach, skałach, na skraju ogromnych przepaści.
Ormianie mają swój Kościół. W wielowiekowym sporze między Watykanem a Bizancjum Święty Apostolski Kościół Ormiański zajmował pozycję pośrednią, bliższą jednak Watykanowi. Głową Kościoła jest katolikos, rezydujący zawsze w Eczmiadzynie koło Erewanu.
Dziś Armenia to kraj wielkości zaledwie polskiego województwa. Dziesięć milionów Ormian żyje w rozproszeniu na wszystkich kontynentach. Kilka tysięcy z nich od wieków mieszka nad Wisłą. Wrośli w polską kulturę i tradycje tak dalece, że przyjęli nasz język i zwyczaje. Nie lubią, gdy mówi się o nich jak o mniejszości narodowej. – Jesteśmy Polakami ormiańskiego pochodzenia – odpowiadają. Mimo pełnej asymilacji zachowali odrębność obrządków religijnych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz