"Wół zahaczył o okno, dajcie tego pierona na lewo!" – usłyszeli ci, którzy weszli do panewnickiej bazyliki w połowie grudnia. Wół w prezbiterium? No tak, śląscy franciszkanie zaczęli budować stajenkę. Największą w całej Europie.
Panewnicki kolos wypełnia szczelnie prezbiterium potężnej bazyliki: ma 18 metrów wysokości, 13 szerokości i sięga 10 metrów w głąb kościoła. Pod nogami pastuszków i baranków ukryte jest aż 300 metrów kabli. „To największa szopka w całej Europie!” – bracia franciszkanie zadzierają głowy do góry. Ale nie dlatego, by się chwalić, ale by przyjrzeć się, czy zawieszone wysoko światełka w domkach zapalają się prawidłowo, a woda sprawnie porusza drewniane ramiona młyna.
„Najtrudniej jest rozciągnąć niebo” – zamyślają się filozoficznie. Ta ogromna pomalowana płachta jest odwzorowaniem układu gwiazd nad Śląskiem w Boże Narodzenie. Wielu ogląda ją z zaciekawieniem: tylu gwiazd nie zobaczy się nigdy na zadymionym niebie.
Śląską stajenkę buduje się przez cały miesiąc. Przy figurkach baranków, pasterzy, aniołów krząta się od rana do wieczora kilkanaście osób. Kobiety starannie pucują pokaźne kolorowe figury, panowizbijają z desek rusztowanie, ustawiają szopkę, domki i dźwigają wielkie świerki.
Wszystkimi dyryguje od dziesięciu lat Paweł Jałowiczor, ludowy artysta z Jaworzynki. Mieszka w górach, na styku Polski, Czech i Słowacji. Od dziesięciu lat cały miesiąc spędza w Katowicach. Od świtu do późnej nocy kieruje budową. Nie znudziło się jeszcze panu? – pytam. „Nie! Z roku na rok budowa sprawia mi coraz większą radość!” – uśmiecha się.
To ogromna praca. Większą szopkę budują co roku podobno tylko nowojorscy franciszkanie. Nic dziwnego. Pierwszą stajenkę w historii postawił ich założyciel św. Franciszek z Asyżu. On sam też jest bohaterem katowickiej szopki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz