Obniżenie wymagań niczym kostka domina powala wszelkie wysiłki nauczycieli, by wtłoczyć w młode umysły więcej wiedzy
W związku z exposé premiera dyskutowano, czy było ono za długie (zwolennicy tej tezy twierdzili, że trwało ponad trzy godziny), czy też niezbyt długie (niespełna 185 minut). Czy Donald Tusk mówił pół ćwierci doby, albo ledwie 11 tysięcy sekund? Język doskonale potrafi radzić sobie z nieubłaganą podobno wymową liczb. Po denominacji złotego (12 lat temu albo przed lat tuzinem) też zarabialiśmy w setkach, a wydawali w milionach, żeby podkreślić dysproporcję cen i dochodów. Długo czy krótko, mało czy dużo? – oto jest pytanie! Odpowiedź zależy od kąta widzenia. Znajomi emeryci dawno zapomnieli o wszelkich podwyżkach, ale pamiętają, że premier Belka zabrał im 50 groszy z tytułu podatku od odsetek na koncie.
Młodzi przywiązują, zdawałoby się, mniejszą wagę do liczenia. Zdawałoby się! Bo już mi się nie zdaje, od kiedy dowiedziałem się o akcji czterech katowickich licealistów, którzy zaprotestowali przeciwko postępującemu niczym paraliż ograniczeniu treści programowych z matematyki w szkole. Powód jest oczywisty: zbliża się obowiązkowa matura z tego demonizowanego przedmiotu, więc obniżenie wymagań wydaje się dobrym sposobem na uzyskanie dobrego wyniku. Idąc dalej tym tropem, można by w ogóle dać sobie spokój z wymaganiami i wręczać dyplomy, bo to poprawi samopoczucie. Takie rozumowanie ma jednak bardzo krótkie nogi.
Z doświadczenia wiadomo, że obniżenie wymagań niczym kostka domina powala wszelkie wysiłki nauczycieli, by wtłoczyć w młode umysły więcej wiedzy. Tak już jest i żadne akty strzeliste w rodzaju „przecież nie zakazujemy nauki w szerszym zakresie” tego nie zmienią. Nauczyciele – co nieraz obserwuję – podejmują heroiczne wysiłki, ale nie są w stanie przeciwstawić się kaskadom wypłukującym matematykę ze szkoły. Uczelnie narzekają na niski poziom przygotowania, ale w końcu również ulegną ekonomii, bo dotacje zależą od liczby studentów. Przyjdzie jednak chwila prawdy: trzeba będzie pójść do pracy, a wtedy nikogo nie będzie obchodzić wymówka, że „myśmy tego nie brali w szkole”.
Młodzi zdają sobie z tego sprawę. Bezpłatne nauczanie też kosztuje, więc trzeba żądać, aby dostać jak najwięcej za te pieniądze – podobnie jak nie ma zgody, żeby z bombonierki usunąć 5 pralinek, nie zmieniając ceny. Młodzi składają petycje, bo jeśli nie petycje, to korepetycje: by dać sobie radę w życiu, trzeba będzie „dokupić” wiedzę zabraną przez nieodpowiedzialne rozporządzenia ministerialne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim